Dla dwukrotnej srebrnej medalistki olimpijskiej w kolarstwie górskim występ na tegorocznych igrzyskach będzie czwartym, a zarazem ostatnim w długiej i pełnej sukcesów w karierze. Na trudnej trasie w Izu Włoszczowska będzie jedną z kandydatek do podium, choć konkurencję ma w tym roku wyjątkowo silną.
- Problem na trasie w Tokio jest taki, że nie będę startowała z pierwszego rzędu. Czeka mnie wyprzedzanie, a na tej trasie nie ma do tego wielu dobrych miejsc. Dlatego bardzo ważny będzie start. Na rekonesansie udał mi się znakomicie. Startowałam z trzeciego rzędu, a na pierwszym podjeździe byłam pierwsza. Trzymajcie kciuki, abym w 27 lipca miała tyle samo szczęścia - mówi.
Włoszczowska, utytułowana i doświadczona zawodniczka, będzie na pewno rozważana jako kandydatka do poniesienia polskiej flagi w czasie ceremonii otwarcia igrzysk. Ona sama nie ukrywa, że byłoby to dla niej fantastyczne zwieńczenie kariery, a "klątwy chorążego" by się nie bała, jednak jej udział w ceremonii będzie raczej niemożliwy.
- Nasz wyścig jest rozgrywany w Izu, skąd z Tokio są dwie godziny drogi. Cała ceremonia też trwa długo, więc udział w niej z powodów logistycznych nie jest dobrze widziany przed startem. Jednak mamy dobrych kandydatów do niesienia flagi, więc z całą pewnością trafi ona w dobre ręce - podkreśla.
Czytaj także:
Kolarstwo. Maja Włoszczowska: Sam udział w IO mnie nie interesuje. Pojadę walczyć o medal
Kolarstwo. Maraton MTB. Maja Włoszczowska wicemistrzynią świata
ZOBACZ WIDEO: Maja Włoszczowska, ambasadorka KROSS