Colby Stevenson był dobrze zapowiadającym się narciarzem. W konkurencji slopestyle już jako 14-latek zadebiutował w zawodach rangi Pucharu Świata, a rok później wywalczył swoje pierwsze punkty. Rywalizuje także w big air.
Jego karierę przerwały jednak dramatyczne zdarzenia. W maju 2016 roku zasnął za kierownicą samochodu należącego do jego przyjaciela. Efekt był koszmarny.
Cudem przeżył
Stevenson miał fatalny wypadek, wielokrotnie dachował. Jego czaszka była strzaskana w 30 miejscach. Miał także złamany oczodół i żebra. Należało go wprowadzić w stan śpiączki farmakologicznej.
Miał ogromne szczęście w nieszczęściu. - Należę do jednego procenta ludzi, którzy mają tego typu uraz czaszki, ale nie mają uszkodzeń mózgu - powiedział w podcaście "My New Favorite Olympian".
Jego mózg spuchł i powiększył się o osiem milimetrów. Przy dziewięciu rozpoczyna się trwałe uszkodzenie.
- Nie wyglądało to dla mnie dobrze, ale ani razu nie pomyślałem, że jest inna opcja dla mnie niż jazda na nartach. Nie miałem planu awaryjnego - tłumaczył.
Sensacyjny powrót
W szpitalu spędził dwa tygodnie, a przez kolejny miesiąc był przykuty do łóżka w domu. W rozmowie ze stacją NBC Sports mówił, że jego życie toczyło się od jednego środka przeciwbólowego do drugiego. I tak co cztery godziny.
Miał zaniki pamięci i problemy z podejmowaniem decyzji. Przyznał, że nie jest tak bystry, jak kiedyś i wciąż odczuwa utrzymujący się ból szyi.
Wrócił jednak do sportu. I to znacznie szybciej niż ktokolwiek by przewidywał. Zaledwie pięć miesięcy po wypadku, w którym mógł zginąć, pojawił się na zgrupowaniu w Nowej Zelandii. Już pierwszego dnia wykręcił potrójny obrót. - Kiedy wylądowałem, wiedziałem, że wrócę.
Kolejny pech
Już w styczniu 2017 roku wygrał zawody pucharowe w Seiser Alm. Na igrzyskach w Pjongczangu jednak nie wystąpił - powstrzymała go kolejna kontuzja.
Zdobył za to dwa złote medale X-Games, zwyciężył w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata i został wicemistrzem świata. W końcu zadebiutował na igrzyskach.
Wykonał kapitalne skoki. Uzyskał noty 91,25 i 91,75 pkt (maksymalna ocena to 100). Dało mu to drugie miejsce, tuż za Norwegiem Birkiem Ruudem. 21-latek z Kraju Fiordów również przeszedł długą drogę - rok temu zmarł mu ojciec, który chorował na raka. To jemu zadedykował złoto (więcej TUTAJ).
Colby Stevenson to przykład na to, że niemożliwe nie istnieje. Niewiele brakowało, a na stałe byłby przykuty do łóżka. On jednak zdołał wrócić i wywalczył srebro w Pekinie.
Czytaj także:
- Wpadka na igrzyskach. Dziennikarz TVP Sport pokazał zdjęcie
- Jeśli nie Kruczek, to kto? "Kolejną opcją będzie trener z zagranicy"
ZOBACZ WIDEO: Jaki jest problem ze skokami kobiet w Polsce? Ekspert widzi winowajcę kryzysu