Skoczkowie zakończyli igrzyska. Jak medaliści spiszą się w dalszej części PŚ?
Konkurs drużynowy był ostatnim występem dla skoczków na igrzyskach olimpijskich Pekin 2022. Z indywidualnego triumfu cieszyli się Ryoyu Kobayashi oraz Marius Lindvik. Czy wygrana zmotywuje ich do dalszej rywalizacji? Jak wyglądało to w przeszłości?
Magiczne osiągnięcia narciarskiego Pottera
O tym, że igrzyska lubią zaskakiwać, kibice mogli się już kilka razy przekonać. Pierwsza impreza rozgrywana w XXI wieku została zdominowana przez Simona Ammanna, który wrócił po groźnie wyglądającym upadku i zdobył dwa złote krążki. Zarówno przed upadkiem, jak i po igrzyskach prezentował dobrą postawę. Po pięciu podiach wywalczonych w sezonie zajął ostatecznie siódme miejsce w klasyfikacji generalnej. Był to wtedy jego życiowy wynik.
Szwajcar dominował także osiem lat później, podczas igrzysk w Vancouver. Powtórzył wyczyn z Salt Lake City i dwukrotnie okazał się najlepszy. Wyprzedził m.in. Adama Małysza czy Gregora Schlierenzauera.
- Jestem szczęśliwy, że mogłem stanąć na podium pomiędzy dwoma znakomitymi zawodnikami - Adamem i Gregorem Schlierenzauerem. Sobotni konkurs był bardzo dobry i toczony w równych warunkach i mogę być z siebie dumny. Osiem lat temu rzeczywiście wraz z Adamem Małyszem stawaliśmy na podium w Salt Lake City. Małysz jest ode mnie starszy i powiedział mi, że z wiekiem coraz trudniej przychodzi utrzymanie formy. Dlatego muszę przyznać, że jest niewiarygodny, osiągając sukces w Vancouver. Nie miał udanego początku sezonu, a teraz prezentuje się znakomicie. To cecha wybitnych sportowców - mówił Ammann po zwycięstwie na skoczni normalnej w Vancouver dla TVP Sport. W Kanadzie jego wygrane nikogo nie zdziwiły. W całym sezonie 2009/10 deklasował rywali. Wygrywał konkurs za konkursem. Sięgnął również po Kryształową Kulę za bycie najlepszym skoczkiem sezonu.
Koleżeńska walka na metry
W 2006 roku w Turynie doszło do niespodzianki. Zawody na skoczni normalnej wygrał Lars Bystoel - skoczek, który na swoim koncie miał zaledwie jeden wygrany konkurs zaliczany do PŚ. We Włoszech sprzyjało mu szczęście, bo w eliminacjach zdyskwalifikowano go za niewłaściwy kombinezon, ale posiadał prawo startu w konkursie dzięki miejscu w czołowej piętnastce klasyfikacji PŚ. Bardzo krótko startował na wysokim poziomie. Sezon olimpijski ukończył na 13. miejscu, a później z roku na rok było coraz gorzej. W 2008 roku zrezygnował ze skoków.
Polak też potrafi
Igrzyska rozgrywane w Soczi w 2014 roku były wyjątkowo udane dla reprezentantów Polski. Przyczyniły się do tego dwa złote medale wywalczone przez Kamila Stocha. Skoczek od początku sezonu prezentował równą i wysoką formę. Wygrał dwa konkursy w Willingen poprzedzające imprezę główną. Udało mu się wytrzymać presję i dwukrotnie usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego na rosyjskiej ziemi. Zapisał się wówczas w historii wielkimi literami.
W przypadku Polaka cały sezon był niezwykle udany. Poza dwoma złotymi medali cieszył się z triumfu w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Na dziesięć startów po igrzyskach sześciokrotnie ukończył rywalizacje na podium. W kolejnych latach regularnie odnosił sukcesy i powiększał liczbę swoich trofeów.
Stoch wysoką formę utrzymał i po czterech latach w Pjongczangu obronił tytuł mistrza olimpijskiego na skoczni dużej. Był to jego najlepszy sezon w karierze. 13 razy zameldował się na pierwszym miejscu, a jego przewaga nad drugim zawodnikiem w klasyfikacji końcowej wyniosła 373 pkt.
Niemiec nie zachwycił
Na skoczni normalnej najlepszy okazał się Andreas Wellinger, który przed imprezą kilkakrotnie meldował się na podium.
- Drugi skok to był kosmos. To, że tak się to skończy, nigdy bym sobie nie wymarzył. Były ekstremalnie trudne warunki i trzeba było mieć trochę szczęścia, by oddać dwa dobre skoki. To po prostu niesamowite, że mogę stanąć na samej górze podium. Dzisiaj cieszę się na piwo, a jutro na medal - komentował zadowolony reprezentant Niemiec dla Polsatu Sport. W jego przypadku jednak igrzyska nie spowodowały eksplozji formy. Zajmował po nich miejsca w drugiej dziesiątce, a całą rywalizację ukończył na szóstej pozycji. Wysokie miejsce było spowodowane faktem, że skoczek miał fantastyczny początek sezonu. Po imprezie głównej duch walki trochę osłabł, co przełożyło się na gorsze wyniki w kolejnych latach.
Walka do końca sezonu
Obecnie w Pucharze Świata prowadzi Karl Geiger, który ma zaledwie trzy punkty przewagi nad drugim Ryoyu Kobayashim. Pomiędzy tymi zawodnikami rozegra się walka o końcowy triumf. Zarówno Niemiec, jak i Japończyk wyjadą z Pekinu z medalem. Bardziej zadowolony z występu może być jednak skoczek z kraju kwitnącej wiśni. Wywalczył on złoto na skoczni normalnej i srebro na dużym obiekcie. Geiger z Chin wywiezie brąz zdobyty w drugim konkursie. Czy Kobayashiemu uda się odebrać plastron lidera i zachować go do Planicy? A może Niemiec będzie chciał się zrehabilitować za słaby występ podczas rywalizacji na skoczni normalnej, gdzie zajął odległe miejsce? Zapowiada się wyrównana walka do samego końca.
Również o trzecie miejsce będzie stoczony bój. Obecnie przypada ono Halvorowi Egnerowi Granerudowi. Ma on jednak tylko siedem punktów przewagi nad swoim rodakiem Mariusem Lindvikiem, który w Pekinie zdobył złoto. Na pewno będzie chciał zaatakować, by skończyć sezon na podium. Czy mu się uda? Pozostali skoczkowie nie będą się liczyć. Można jednak przypuszczać, że konkursy rozgrywane w najbliższych tygodniach dostarczą wielu emocji i zachwytu, tak jak cały sezon.
Czytaj także:
Kubańscy bokserzy zaskoczeni popularnością skoków narciarskich w Polsce
To koniec! Piotr Żyła złożył deklarację ws. igrzysk