Zwycięzcy konkursów nie dziwią. Zarówno Japończyk jak i Norweg przez ostatnie miesiące prezentują równą i wysoką formę. Byli wymieniani w gronie tych, którzy mają walczyć o medale. Największym zaskoczeniem okazał się Manuel Fettner, który w wieku 36 lat sięgnął po pierwszy indywidualny medal igrzysk olimpijskich. Razem z drużyną wywalczył także złoto w konkursie drużynowym. Miejsce na podium przypadło także Dawidowi Kubackiemu oraz wracającemu po spadku formy Karlowi Geigerowi. Czy można przypuszczać, że medaliści imprezy głównej okażą się groźni także w dalszej rywalizacji Pucharu Świata?
Magiczne osiągnięcia narciarskiego Pottera
O tym, że igrzyska lubią zaskakiwać, kibice mogli się już kilka razy przekonać. Pierwsza impreza rozgrywana w XXI wieku została zdominowana przez Simona Ammanna, który wrócił po groźnie wyglądającym upadku i zdobył dwa złote krążki. Zarówno przed upadkiem, jak i po igrzyskach prezentował dobrą postawę. Po pięciu podiach wywalczonych w sezonie zajął ostatecznie siódme miejsce w klasyfikacji generalnej. Był to wtedy jego życiowy wynik.
Szwajcar dominował także osiem lat później, podczas igrzysk w Vancouver. Powtórzył wyczyn z Salt Lake City i dwukrotnie okazał się najlepszy. Wyprzedził m.in. Adama Małysza czy Gregora Schlierenzauera.
- Jestem szczęśliwy, że mogłem stanąć na podium pomiędzy dwoma znakomitymi zawodnikami - Adamem i Gregorem Schlierenzauerem. Sobotni konkurs był bardzo dobry i toczony w równych warunkach i mogę być z siebie dumny. Osiem lat temu rzeczywiście wraz z Adamem Małyszem stawaliśmy na podium w Salt Lake City. Małysz jest ode mnie starszy i powiedział mi, że z wiekiem coraz trudniej przychodzi utrzymanie formy. Dlatego muszę przyznać, że jest niewiarygodny, osiągając sukces w Vancouver. Nie miał udanego początku sezonu, a teraz prezentuje się znakomicie. To cecha wybitnych sportowców - mówił Ammann po zwycięstwie na skoczni normalnej w Vancouver dla TVP Sport. W Kanadzie jego wygrane nikogo nie zdziwiły. W całym sezonie 2009/10 deklasował rywali. Wygrywał konkurs za konkursem. Sięgnął również po Kryształową Kulę za bycie najlepszym skoczkiem sezonu.
Koleżeńska walka na metry
W 2006 roku w Turynie doszło do niespodzianki. Zawody na skoczni normalnej wygrał Lars Bystoel - skoczek, który na swoim koncie miał zaledwie jeden wygrany konkurs zaliczany do PŚ. We Włoszech sprzyjało mu szczęście, bo w eliminacjach zdyskwalifikowano go za niewłaściwy kombinezon, ale posiadał prawo startu w konkursie dzięki miejscu w czołowej piętnastce klasyfikacji PŚ. Bardzo krótko startował na wysokim poziomie. Sezon olimpijski ukończył na 13. miejscu, a później z roku na rok było coraz gorzej. W 2008 roku zrezygnował ze skoków.
Inaczej było w przypadku drugiego zwycięzcy w Turynie - Thomasa Morgensterna. 20-letni skoczek w dwóch startach poprzedzających imprezę główną zajął kolejno trzecie i drugie miejsce. Dał wówczas sygnał, że na igrzyskach będzie chciał walczyć o najwyższe lokaty. Po pierwszej serii prowadził Andreas Kofler. Jego przewaga wynosiła 4,3 pkt. W rundzie finałowej nastąpiła prawdziwa walka na metry. Kofler dostał jednak słabsze noty. Do końca nie było wiadome, kto wygra. Ostatecznie to Morgenstern cieszył się ze złotego medalu. Wygrał ze swoim kolegą o 0,1 pkt.
- Byłem wiele razy na podium, a pierwsze miejsca mi uciekały. Najważniejsze, że bardzo dobrą formę miałem w najważniejszym momencie - komentował swój sukces Morgenstern dla portalu skijumping.pl. W pozostałej części sezonu także prezentował rewelacyjną formę. Kilkakrotnie zameldował się na podium, a całą rywalizację ukończył na wysokim, piątym miejscu.
Polak też potrafi
Igrzyska rozgrywane w Soczi w 2014 roku były wyjątkowo udane dla reprezentantów Polski. Przyczyniły się do tego dwa złote medale wywalczone przez Kamila Stocha. Skoczek od początku sezonu prezentował równą i wysoką formę. Wygrał dwa konkursy w Willingen poprzedzające imprezę główną. Udało mu się wytrzymać presję i dwukrotnie usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego na rosyjskiej ziemi. Zapisał się wówczas w historii wielkimi literami.
W przypadku Polaka cały sezon był niezwykle udany. Poza dwoma złotymi medali cieszył się z triumfu w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Na dziesięć startów po igrzyskach sześciokrotnie ukończył rywalizacje na podium. W kolejnych latach regularnie odnosił sukcesy i powiększał liczbę swoich trofeów.
Stoch wysoką formę utrzymał i po czterech latach w Pjongczangu obronił tytuł mistrza olimpijskiego na skoczni dużej. Był to jego najlepszy sezon w karierze. 13 razy zameldował się na pierwszym miejscu, a jego przewaga nad drugim zawodnikiem w klasyfikacji końcowej wyniosła 373 pkt.
Niemiec nie zachwycił
Na skoczni normalnej najlepszy okazał się Andreas Wellinger, który przed imprezą kilkakrotnie meldował się na podium.
- Drugi skok to był kosmos. To, że tak się to skończy, nigdy bym sobie nie wymarzył. Były ekstremalnie trudne warunki i trzeba było mieć trochę szczęścia, by oddać dwa dobre skoki. To po prostu niesamowite, że mogę stanąć na samej górze podium. Dzisiaj cieszę się na piwo, a jutro na medal - komentował zadowolony reprezentant Niemiec dla Polsatu Sport. W jego przypadku jednak igrzyska nie spowodowały eksplozji formy. Zajmował po nich miejsca w drugiej dziesiątce, a całą rywalizację ukończył na szóstej pozycji. Wysokie miejsce było spowodowane faktem, że skoczek miał fantastyczny początek sezonu. Po imprezie głównej duch walki trochę osłabł, co przełożyło się na gorsze wyniki w kolejnych latach.
Walka do końca sezonu
Obecnie w Pucharze Świata prowadzi Karl Geiger, który ma zaledwie trzy punkty przewagi nad drugim Ryoyu Kobayashim. Pomiędzy tymi zawodnikami rozegra się walka o końcowy triumf. Zarówno Niemiec, jak i Japończyk wyjadą z Pekinu z medalem. Bardziej zadowolony z występu może być jednak skoczek z kraju kwitnącej wiśni. Wywalczył on złoto na skoczni normalnej i srebro na dużym obiekcie. Geiger z Chin wywiezie brąz zdobyty w drugim konkursie. Czy Kobayashiemu uda się odebrać plastron lidera i zachować go do Planicy? A może Niemiec będzie chciał się zrehabilitować za słaby występ podczas rywalizacji na skoczni normalnej, gdzie zajął odległe miejsce? Zapowiada się wyrównana walka do samego końca.
Również o trzecie miejsce będzie stoczony bój. Obecnie przypada ono Halvorowi Egnerowi Granerudowi. Ma on jednak tylko siedem punktów przewagi nad swoim rodakiem Mariusem Lindvikiem, który w Pekinie zdobył złoto. Na pewno będzie chciał zaatakować, by skończyć sezon na podium. Czy mu się uda? Pozostali skoczkowie nie będą się liczyć. Można jednak przypuszczać, że konkursy rozgrywane w najbliższych tygodniach dostarczą wielu emocji i zachwytu, tak jak cały sezon.
Czytaj także:
Kubańscy bokserzy zaskoczeni popularnością skoków narciarskich w Polsce
To koniec! Piotr Żyła złożył deklarację ws. igrzysk
ZOBACZ WIDEO: Historyczny wynik polskich saneczkarzy. "Cieszy nas ładna jazda, czyste przejazdy"