Na Uniwersytecie w Bath studiował z nim judoka Jan Gosiewski, który dorastał w Gdańsku. Dziś jest doktorem inżynierii medycznej.
Głową w dół
Skeleton jest podobny do saneczkarstwa, a różnica polega na tym, że zjeżdża się na torze leżąc na brzuchu i głową w dół. Na ZIO w 2018 roku w Pjongczangu Parsons został pierwszym reprezentantem Wielkiej Brytanii od 70 (!) lat, tj. od czasów Johna Crammonda, który wywalczył medal w tym sporcie. Miejscowe media pisały, że mógł osiągnąć jeszcze więcej w Korei Południowej, ale przed wyjazdem doznał kontuzji kostki, w drodze na... wizytę u dentysty, która wymagała operacji. Dlatego nie był tak szybki na rozbiegu, a to przecież były lekkoatleta specjalizujący się na piekielnie ciężkim dystansie 400 metrów.
ZOBACZ WIDEO: Historyczny wynik polskich saneczkarzy. "Cieszy nas ładna jazda, czyste przejazdy"
- Dominic Parsons jest moim przyjacielem, studiowaliśmy na wydziale mechaniki, z tym że on zajął się badaniem spalania w silnikach turbo diesel, a ja czymś zupełnie innym, endoprotezami biodrowymi. Byliśmy jedynymi osobami wyczynowo uprawiającymi sport. Jeszcze zanim wybuchła pandemia Dominic zakończył karierę, chociaż przy skeletonie pozostał. Poleciał nawet na igrzyska do Pekinu, gdzie wspiera swoją australijską żonę, startującą w tej dyscyplinie Jaclyn Narracott - opowiadał Gosiewski o Parsonsie, który jest również współwłaścicielem firmy produkującej sanki.
Podium będzie niespodzianką
W Pjongczangu po złoto w skeletonie sięgnęła Elizabeth Yarnold, a po brąz Laura Deas, która jest również na ZIO w Chinach. Łącznie brytyjska kadra w skeletonie liczy 4 osoby, ale wielkich nadziei na sukces raczej nie ma. W tym sezonie w Pucharze Świata raz, w Innsbrucku, wygrał Matt Weston, a w pozostałych imprezach Brytyjczycy spisywali się średnio.
- Na Uniwersytecie w Bath skeletoniści i bobsleiści mają możliwość trenowania jedynie latem. Na tory lodowe muszą jeździć do innych krajów. Do tych dyscyplin Brytyjczycy szukają talentów nie tylko wśród młodzieży, ale i z grona dorosłych, głównie lekkoatletów. Parsons przeniósł się z bieżni mając 20 lat. W sumie jego kariera skeletonisty nie trwała długo, niewiele ponad dekadę, a medal olimpijski robi wrażenie - stwierdził Gosiewski, który był bardzo bliski występu w turnieju judo w igrzyskach w Londynie w 2012 roku.
Olimpijski niedosyt
Janek Gosiewski urodził się w Londynie w polsko-angielskiej rodzinie, a dzieciństwo i młodość spędził w Gdańsku. Z mamą i tatą wrócił na Wyspy Brytyjskie, do Darlington, w wieku 16 lat. Trzy razy zdobył seniorskie mistrzostwo kraju, trzykrotnie stanął na podium Pucharu Świata (srebro w Tallinnie, brąz w Warszawie oraz Wollongong), walczył także w mistrzostwach świata i Europy.
- Nie ma we mnie żalu, choć początkowo byłem zły, że nie znalazłem się w kadrze olimpijskiej, mimo że w ostatniej fazie kwalifikacji byłem najlepszy z Brytyjczyków w wadze -73kg. Szkoda, że nigdy nie udało mi się stanąć na podium ME, a największe szanse miałem jeszcze w młodzieżowcach, ale ogólnie to jestem zadowolony ze swojej kariery zawodniczej i tego, co judo wniosło do mojego życia. To był czas, kiedy Dominic Parsons już próbował sił w skeletonie, a ja cały czas walczyłem na macie. Wracając do Dominica, byliśmy sąsiadami przez długi czas. Jest wielkim fanem żurku, którego smak poznał w moim domu. Odwiedził mnie kiedyś nawet w Gdańsku, byłem jego gospodarzem i przewodnikiem. Parsons zaprosił mnie na kawalerskie, na którym byłem, ale na ślub w czasie pandemii już nie poleciałem - przyznał.
Chłopak z gitarą
Rodzice Gosiewskiego poznali się w gdańskim chórze Cappella Gedanensis, gdzie razem śpiewali. Nic dziwnego, że późniejszy judoka i wielbiciel - choć w wydaniu amatorskim - sportów zimowych, ma smykałkę do muzyki.
- Miałem to szczęście, że jako nastolatek poznałem w Polsce i judo, i muzykę, i generalnie mnóstwo czasu spędzałem na powietrzu, czy to w regionie trójmiejskim, czy u dziadków w Olsztynie. Kajaki, wędkowanie, treningi na macie, ciągle coś robiłem. Zdolności muzyczne mam po rodzicach, śpiewam, gram na gitarze. Nauczyłem się w szkole muzycznej. Wraz z kolegami założyliśmy nawet zespół rockowy i koncertowaliśmy w różnych miejscach w Gdańsku i okolicy. Dziś śpiewam i gram do kołyski swojej rocznej córeczce Emilce - opowiada były reprezentant Anglii.
Jak podkreślił, wspomnienia z Polski przełomu wieków ma wspaniałe, choć zdarzały się i przykre momenty.
- Kiedyś wracając z wieczornego treningu podszedł do mnie facet z nożem żądając discmana. Nie miałem zamiaru ryzykować zdrowia i życia, ale... zapytałem czy mogę zachować płytę. Zależało mi na niej, bo pożyczyłem od brata. Sprawca napadu zgodził się. Dziś potrafię żartować z tego incydentu, wtedy nie było mi do śmiechu - przyznał Gosiewski.
Judo w Zambii, narty w Gruzji
Jan Gosiewski skończył z profesjonalnym judo, ale wciąż jest bardzo aktywny sportowo. Co najmniej raz w tygodniu bierze udział w Londynie w randori (walkach sparingowych) jako zawodnik, ale i trener przekazujący wiedzę i doświadczenie. Zdał też egzamin na IV Dan.
- Jeszcze przed pandemią pojechaliśmy z kolegami na turniej drużynowy do Monako, gdzie wystąpiło wielu świetnych judoków. W planach był start w Nowym Jorku, ale koronawirus pokrzyżował plany. Judo jest mi cały czas bliskie, uczestniczyłem m.in. w specjalnym projekcie dobroczynnym w Zambii, gdzie pokazywałem ten sport w szkołach, a potem zabierałem chętne dzieciaki na treningi - powiedział.
Ze sportów zimowych uprawia rekreacyjnie narciarstwo biegowe i alpejskie, jeździ na desce snowboardowej i na łyżwach.
- Wraz z żoną najczęściej wybieraliśmy Włochy, ale też pojechaliśmy w gruzińskie góry. Spodobał mi się ten kraj już w trakcie kariery judo, stąd ten wybór, także ze względu na wspaniałą gościnność i serdeczność Gruzinów. Gdybym miał postawić na jedną dyscyplinę, byłyby to biegi na nartach. W ostatnie święta, kiedy spadło trochę śniegu, potrenowałem nawet w Gdańsku. Mam nadzieję, że za jakiś czas wybierzemy się na biegówki do Białowieży, w rodzinne strony żony - dodał.
Na co dzień Gosiewski blisko związany jest i z medycyną, i sportem - w startup-ie zajmuje się analizą ruchu w szeroko rozumianym zakresie.
- Mówiąc w skrócie, poprzez badania jesteśmy w stanie pomóc sportowcom, ich trenerom i fizjoterapeutom w ocenie mięśni, np. mierząc w jaki sposób ktoś się porusza możemy wykryć, że przywodziciel w lewej nodze jest słabszy i zachodzi groźba kontuzji. Możemy im zapobiegać - zaznaczył.
Po igrzyskach finansowa strata Żyły. Wiemy, ile dokładnie >>
Szok! Tak przywitano tureckiego skoczka po igrzyskach >>