Polskie skoki narciarskie kobiet stoją na bardzo niskim poziomie, o czym przekonaliśmy się podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie. W Chinach nie startowała Marcelina Herzyk, która w młodości uchodziła za duży talent. Jej życie jednak w pewnym momencie znalazło się na ostrym zakręcie.
- Wpadłam w niewłaściwe towarzystwo. Stoczyłam się i zaczęłam pić - opowiada była sportsmenka w "Fakcie".
Dwa momenty miały wpływ na to, że 20-latka mocno się pogubiła. Pierwszym był wypadek podczas treningu przed Lotos Cup, po którym doznała skomplikowanego złamania. Początkowo obawiała się, że z tego powodu straci nogę. Ostatecznie wylądowała na wózku inwalidzkim i miała roczną przerwę od skoków.
ZOBACZ WIDEO: Świetne igrzyska w wykonaniu Stocha. "Do medalu mało brakowało"
Drugim ciosem była nagła śmierć dziadka. Rodzinna tragedia sprawiła, że jej świat się zawalił, bo dziadek był jej największym fanem.
- Wyszedł z domu, a pół godziny później dostałam telefon i usłyszałam, że nie żyje. Nie mogłam w to uwierzyć. On był człowiekiem, któremu oddałam całą siebie, ze wszystkimi pokładami miłości. Skakałam głównie dla niego - opowiada Herzyk.
Dziadek zmarł w 2016 roku. Potem były wspomniane problemy z alkoholem. Skoczkini pomoc znalazła w programie TVN. W 2020 roku wzięła udział w "Projekt Lady", w którym kobiety z problemami stają się damami. Doszła aż do finału i choć nie wygrała, to wyszła na prostą. Efekt jest taki, że dzisiaj pracuje jako kucharka.
"To była katastrofa". Polski skoczek wspomina trudne chwile po igrzyskach >>
Jeśli nie Doleżal, to kto? Polak wśród potencjalnych kandydatów na trenera skoczków >>