16 sierpnia 2017 roku. Środa. Myśli rodziców uczniów powoli zaczynają krążyć wokół nowego roku szkolnego. Zeszyty, piórniki i długopisy, koniecznie nowy plecak. Z kolei uczniowie oswajają się z myślą, że wkrótce koniec ich beztroski.
Tego dnia Kamila i Dawid Wiśniewscy oddaliby wszystko, żeby znowu największym problemem był wybór, czy na plecaku ma być Superman czy czy inny superbohater. Ich 9-letni syn Dawid jeszcze nie rozumie, że jego wakacje właśnie się skończyły. Lekarz ma już wyniki badań. Niestety, ma też diagnozę.
Guz robaka móżdżku i komory IV. Medulloblastoma anaplastyczna, IV stopień złośliwości z ostrym wodogłowiem wewnętrznym.
Jak przyznali później rodzice Dawida, już sama nazwa ich przeraziła. Tak samo, jak niepewna przyszłość i życie ich syna, które w jednym momencie przybrało kształt znaku zapytania.
Zobacz także: Duże problemy polskiej mistrzyni świata w karate. Oto, co nam zdradza
17 kwietnia 2019 roku. Środa. 18 miesięcy później Dawid znów stawia się na zajęciach karate, swojej największej pasji. Uśmiechnięty, pełen życia. Dla wszystkich, którzy przez 1,5 roku śledzili jego losy i trzymali kciuki, jest bohaterem. Większym niż ci ze szkolnych plecaków.
- Mimo wielu wylanych łez i dramatycznych chwil, nigdy nie zwątpił. Wiedział, że jeśli będzie słuchał rodziców i lekarzy, to mu się uda. Gdyby nie to, gdyby nie jego determinacja i myśl o powrocie na matę, nie wyszedłby z tego - mówią dziś jego rodzice, a szczęście bije z ich oczu.
Z oczu Dawida też, ale on mówi mniej. Jest dumny z siebie, ale peszy go nazywanie bohaterem. Poza tym, myśli już tylko o przyszłości, zwłaszcza tej w karate.
"Nie będę jak głupi latał za piłką"
Dawid: - Na początku chodziłem trochę na piłkę, ale nie podobało mi się.
Rodzice: - Powiedział, że nie będzie jak głupi za nią latał.
Dziś trudno mu powiedzieć, dlaczego już wieku 4 lat rozpoczął przygodę z karate. Gdy pyta się go o to, co najbardziej mu się podoba, odpowiada, że wszystko. Coś jednak przyciągnęło go akurat do sportów walki.
Wszystko zaczęło się w Anglii, gdzie wówczas mieszkał wraz z rodzicami. - Dawid zaczął bardzo wcześnie, jednak właśnie wtedy najlepiej się chłonie całą wiedzę i umiejętności. Dzięki temu szybko zaczął odnosić sukcesy, był najlepszym zawodnikiem w reprezentacji Anglii, potem w Polsce - mówi jego sensei, Justyna Marciniak z Akademii Karate Tradycyjnego na warszawskim Ursynowie.
Już w polskich barwach Dawid osiągał znakomite wyniki na europejskich zawodach. W Pucharze Europy zajmował miejsca na podium, stawał też na jego najwyższym stopniu. Nie tylko dzięki talentowi, ale też ciężkiej pracy.
- Jego największe atuty? Naturalna chęć i koncentracja oraz determinacja. Zawsze był skoncentrowany i ćwiczył od początku do końca. Mimo tego, że trenował też ze starszymi, nie miało to dla niego znaczenia. Zawsze przygotowany, zawsze chętny, żeby trenować więcej, dawał innym wspaniały przykład, ćwiczył nawet przez 7 godzin dziennie! - dodaje siedmiokrotna mistrzyni świata w karate tradycyjnym.
Lato 2017 roku było dla niego intensywne, Dawid przygotowywał się do Mistrzostw Europy w Tradycyjnym Karate-ORLEN 2017. Wtedy jednak lekarz przekazał jego rodzicom informację, z którą nie poradziłoby sobie wielu dorosłych.
Gehenna
Najważniejsza była szybkość. Już kilka dni po wykryciu nowotworu, Dawid przechodzi ciężką i skomplikowaną operację usunięcia guza.
- Gdyby nie błyskawiczna reakcja oraz pomoc rodziny w przewiezieniu i przyjęciu Dawida na Oddział Neurochirurgii Szpitala IP CZD w Warszawie oraz wyznaczenie przez pana profesora błyskawicznego terminu operacji, już by go z nami nie było - przekonują rodzice 11-latka.
Operacja była jednak dopiero początkiem walki, która trwała dokładnie 546 dni. W każdym z nich były chwile zwątpienia, chwile tak ciężkie, których osoby nie mające takich doświadczeń nie mogą sobie wyobrazić. O tym wie tylko Dawid, jego najbliższa rodzina i ściany Kliniki Onkologii w Instytucie Pomniku Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.
Chemioterapia, radioterapia, implantowany port żylny, przetaczanie krwi. Organizm Dawida walczy, ale też ma swoje granice. Pojawiają się omdlenia, wyczerpujące powikłania, co doprowadza do przyjmowania obciążających antybiotyków. Po wyniszczających cyklach chemioterapii, leczenie regenerujące oraz rehabilitacja. Ciągła kontrola, badania morfologii oraz zmiany opatrunków.
Kilka miesięcy po wykryciu u Dawida choroby, rodzice tworzą fanpage na Facebooku, gdzie relacjonują walkę syna. Tam internauci mogą śledzić jego postępy w leczeniu, widzieć jego uśmiech, nawet wtedy, gdy wpisy mówią o złych wynikach badań i konieczności pozostania w szpitalu.
Proszą też o wsparcie. Nietrudno się domyślić, że walka o życie ich syna obejmuje też koszty finansowe. - Każdy pobyt w szpitalu, koszty leczenia, rehabilitacji, opatrunków, leków, dodatkowych konsultacji i suplementów różnego typu niosą za sobą spore obciążenie finansowe dla naszej rodziny. Dlatego z góry bardzo dziękujemy za okazaną pomoc - piszą rodzice.
Strona zyskuje coraz większą popularność, a Dawid kolejnych fanów. W komentarzach przekonują, że trzymają za niego kciuki i na pewno odzyska zdrowie. - Takie słowa dawały mi wielką motywację i siłę.
Organizowane są też spotkania, aukcje charytatywne. Przyjmowana jest każda, nawet najmniejsza pomoc.
Szukanie motywacji, Lewandowscy w odwiedzinach
- Koszty leczenia jest ciężko określić, ponieważ nie miało to dla nas najmniejszego znaczenia. Robiliśmy wszystko co było możliwe na dany czas. Mniej więcej jest to kwota ponad 30 tys. zł tylko na koszty, na które mamy potwierdzenie i faktury, a były jeszcze inne dodatkowe koszty rożnego rodzaju - mówi dzisiaj Konrad Wiśniewski, tata Dawida.
Rodzice robią co mogą, aby znaleźć dla niego motywację. Gdy tylko czuje się lepiej, jeździ na zawody karate, gdzie spotyka się ze swoimi kolegami. Każde dobre słowo, każde poklepanie po plecach, jest dla dziecka nieocenione.
Zobacz także: Trwa wielki chaos w polskim karate. Sytuacja jest patowa
- Zasługa rodziców Dawida jest ogromna, wydaje mi się, że swoją siłę ma po prostu w genach. Organizowali różne spotkania, przyjeżdżali z Dawidem tylko po to, żeby on otrzymał trochę motywacji. Robiła wszystko co mogła, a nawet więcej - przekonuje Justyna Marciniak.
To ona stoi za tym, że pewnego dnia 11-latka odwiedzili w szpitalu Anna i Robert Lewandowscy. - Spotkanie z nimi zrobiło na mnie ogromne wrażenie, byłem bardzo zaskoczony - mówi nastolatek. - Dawid był bardzo zawstydzony, wręcz zszokowany. I więcej rozmawiał z panią Anną, choć wszyscy rzucili się do jej męża - śmieją się rodzice.
- W świecie sztuk walki on stał się sławną postacią. Wiele znanych osób, gdy dowiadywało się o jego problemach, natychmiast oferowało pomoc. Myślę, że właśnie swoją osobowością przyciągał ich do siebie. Był wojownikiem przedtem i nie zmienił się, jest ogromnym wzorem dla wszystkich nas - dodaje Marciniak.
Nikt nie ma wątpliwości, że to uprawianie sportu pomogło Dawidowi w walce. - Nawet pani doktor powiedziała, że to bardzo pomogło. Ta siła treningów została w nim i dzięki temu się nie poddawał. Są dzieci, które zaczęły leczenie w tym samym czasie do Dawid, ale jeszcze nie skończyły leczenia i nadal są w szpitalu - przekonują Kamila i Konrad Wiśniewscy.
"Nic go nie zatrzyma"
13 lutego 2019 roku, oczywiście środa. Po 546 dniach walki, 80 wlewach chemioterapii i 31 naświetlaniach głowy wraz z kręgosłupem, Dawid Wiśniewski oficjalnie kończy leczenie onkologiczne. Kolejne badania dają nadzieję, że 11-latek wróci do życia sprzed 18 miesięcy.
- Przez kolejne 10 lat czeka nas bardzo dużo spotkań z naszą panią doktor i rezonansów kontrolnych co 5-6 miesięcy, oraz dużo wizyt u innych specjalistów, żeby zobaczyć czy Dawid, po tak ciężkim leczeniu nie ma nic uszkodzonego i prawidłowo się rozwija - mówi pani Kamila.
O jakie możliwe uszkodzenia chodzi? Chemia, którą przyjmował, uszkadza słuch. Z kolei naświetlania mogą poważnie wpłynąć na przysadkę mózgową, a co za tym idzie problemy ze wzrostem. Przypadki, że po takim leczeniu dzieci muszą przyjmować hormon wzrostu, zdarzają się bardzo często.
Najważniejszą wiadomością była jednak zgoda lekarzy na powrót do karate. Już pierwszego dnia ćwiczył trzy godziny, przekonuje, że tęsknił bardzo. Za wszystkim, co związane z karate.
- Jestem strasznie podekscytowana, że dzisiaj Dawid chciał ćwiczyć, już pytał, czy może przyjść za tydzień. Pokonał największego przeciwnika, z którym niejeden dorosły by się nie zmierzył. Teraz już nic go nie powstrzyma - nie ma wątpliwości jego trenerka.
Jakiś czas temu podarowała Dawidowi swój pierwszy czarny pas, żeby dawał mu motywację do walki z chorobą. - Był odpowiednią osobą, aby go mieć. Żeby wiedział, że musi go zdobyć, żeby miał cel - tłumaczy.
- Jest dużo dzieci, które się wycofują w takiej sytuacji, ale nie on. On chce iść do przodu i realizować swoje marzenia - kończą rodzice.