Od kilku lat sytuacja w polskim karate jest skomplikowana. Istnieją dwa podmioty - Polski Związek Karate (PZK) i Polska Unia Karate. Ten pierwszy zarejestrowano w 2003 roku i właśnie on zyskał miano polskiego związku sportowego. W związku z tym mógł ubiegać się o dotacje, pomoc państwa i tym podobne.
W kwietniu 2018 roku Światowa Federacja Karate z powodu rozmaitych perturbacji usunęła z grona członków PZK i przyjęła Polską Unię Karate (PUK).
Na skutek tej decyzji to właśnie PUK stał się przedstawicielem organizacji w Polsce, a PZK stracił wszelkie prawa. I to właśnie zawodnicy PUK startują na mistrzostwach świata, Europy, Igrzyskach Europejskich, walczą o udział w igrzyskach olimpijskich, na których karate ma być po raz pierwszy właśnie w Tokio.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: głośno o 12-latku. Zwróć uwagę na jego technikę
Tymczasem od kilkunastu miesięcy utrzymuje się sytuacja niemal kuriozalna. Polskie prawo nie przewidziało możliwości, że jeden podmiot zastępuje inny. Dlatego niemający w tej dyscyplinie zawodników, sędziów i praw do występów międzynarodowych Polski Związek Karate nadal jako związek sportowy "reprezentuje" tę dyscyplinę w Polsce. A Polska Unia Karate, która nas reprezentuje na świecie, w kraju nie ma umocowania prawnego.
Polska mistrzyni bez wsparcia
O status związku sportowego toczy się spór sądowy. - Ministerstwo stara się pozbawić PZK tego statusu, przy czym sprawa utknęła w Naczelnym Sądzie Administracyjnym - opowiada nam Marek Kamiński, rzecznik Polskiej Unii Karate. - Ministerstwo uznaje, że PZK nie reprezentuje na świecie polskiego karate, ale formalnie, na naszym podwórku jest inaczej - mówi Kamiński.
I opowiada, że w związku z tym organizacja, która wysyła zawodników na zagraniczne zawody, nie ma żadnego dofinansowania, bo nie może dostać z uwagi na brak uznania jej jako związku sportowego. - Dlatego Dorota Banaszczyk, nasza mistrzyni świata, która ma duże szanse na udział w igrzyskach, nie ma żadnej pomocy państwa. Ministerstwo twierdzi, że nie może nic zrobić - zaznaczył Kamiński.
Nie są kadrą, nie mogą trenować
Te formalne problemy w czasach pandemii i obostrzeń to kolejny cios dla polskich karateków. Zawodnicy nie mają formalnie statusu kadry narodowej, ale przygotowywali się do kwalifikacji olimpijskich. Kiedy 1 kwietnia weszły w życie nowe obostrzenia covidowe, zamrażające cały sport z wyjątkiem reprezentacji Polski, nasi karatecy znaleźli się w tej pierwszej grupie. A zatem nie mogą trenować.
Kwalifikacje do igrzysk rozpoczynają się na początku czerwca.
- Sytuację rozwiązałoby przyznanie nam statusu związku - mówi Kamiński. - Ale wtedy, przynajmniej przez jakiś czas, byłyby dwa związki w jednej dyscyplinie. Tamten jest wygaszany, ale nadal ma prawo korzystać z przywilejów. Wobec tego ministerstwo uważa, że nie może przyznać takiego statusu innemu związkowi funkcjonującemu w karate. Próbowaliśmy to obejść, na przykład sugerując, że to może być karate olimpijskie, tak jak jest w taekwondo - olimpijskie i nieolimpijskie, ale ministerstwo nie chce o tym słyszeć - podkreślił nasz rozmówca.
Obecnie więc zawodnicy nie mogą legalnie trenować.
Czytaj także:
> Kyokushin Karate. W najbliższy weekend XIII edycja Kokoro Cup
> Niezwykły sportowiec. "Niepełnosprawność jest w umyśle, a nie w ciele"