[tag=73384]
Lambrecht[/tag] zmarł w poniedziałek w szpitalu w Rybniku w wyniku wypadku, któremu uległ na 47. kilometrze trzeciego etapu Tour de Pologne 2019 z Chorzowa do Zabrza. Belgijski kolarz zjechał do rowu i z dużym impetem uderzył w betonowy przepust, który znajdował się przy wjeździe na prywatną posesję. 22-latek został odwieziony do szpitala w Rybniku, ale nie udało się go uratować.
- Wiadomość o wypadku Bjorga rozchodziła się po peletonie. Dało się zauważyć panikę. Od razu wiedziałem, że sprawa jest poważna - powiedział w rozmowie z dziennikiem "Het Laatste Nieuws" Jelle Wallays, kolega Lambrechta z grupy Lotto Soudal. - Miałem deja vu, ponieważ przeżywałem już coś takiego, gdy wypadkowi uległ Stig Broeckx - dodał.
- W maju 2016 roku Broeckx doznał poważnych obrażeń mózgu w czasie wyścigu Baloise Belgium Tour, w kraksie z udziałem dwóch motocykli. Przez pół roku był
w śpiączce wegetatywnej. Po długiej i mozolnej rehabilitacji w listopadzie ubiegłego roku znów wsiadł na rower, ale do zawodowego ścigania już nie wróci.
ZOBACZ WIDEO: Tour de Pologne 2019. Czesław Lang o miejscu tragicznego wypadku: To nie był zjazd, ale prosta, szeroka droga
- Stig żyje, może rozmawiać i się śmiać. Niestety, Bjorg już nie może - z żalem kontynuował Wallays.
30-letni kolarz stwierdził, że przyczyną wypadku Lambrechta raczej nie był deszcz.
- Padało, ale niezbyt mocno. Bjorg miał wielkiego pecha. Po prostu jechał w peletonie, uderzył w coś, stracił równowagę i upadł. Okoliczności nie mają już znaczenia. To był głupi wypadek, a jego nie ma już z nami. Nie jechaliśmy szybko, nie więcej niż jakieś 30-35 kilometrów na godzinę. To był po prostu pech - podkreślił kolarz grupy Lotto Soudal.
- Nie widziałem wypadku, ale czułem, że jest źle. Trochę już startuję, to drugi raz, gdy doświadczam czegoś takiego. Nagle usłyszeliśmy w słuchawkach głos zastępcy dyrektora sportowego Kevina De Weerta, który powiedział nam, że dyrektor Mario Aerts i nasz lekarz zostali z Bjorgiem. Od razu wiedzieliśmy, że sprawa jest poważna - relacjonował belgijski kolarz.
Wzruszające pożegnanie partnerki Bjorga Lambrechta. "Już zawsze będę cię kochać"
Wallays zdradził, że choć po wypadku Lambrechta do mety trzeciego etapu Tour de Pologne było jeszcze daleko, walka o wynik już go nie interesowała. - Chciałem po prostu dojechać do końca. Po finiszu od razu poszliśmy do naszego autobusu, czekaliśmy, aż wszyscy się zbiorą. I wtedy nadeszła ta wiadomość. Spodziewałem się, że nie będzie dobrze. Musisz być kolarzem, żeby zdawać sobie z tego sprawę, musisz doświadczyć wcześniej czegoś podobnego. To było ciężkie przeżycie opowiadał Wallays.
- Wróciliśmy do hotelu, próbowaliśmy ze sobą rozmawiać. Około 21:30 dołączyli do nas Mario Aerts i nasz lekarz. Byli całkowicie rozbici. Zrobili co w ich mocy, żeby uratować życie Bjorga. Byli przy nim, gdy umierał. To nimi wstrząsnęło - opowiadał o tym, co zobaczył w poniedziałkowy wieczór.
Wallays zdążył dobrze poznać tragicznie zmarłego młodszego kolegę, gdy mieszkał z nim w jednym pokoju w czasie ubiegłorocznej Vuelta a Espana.
Kolarze uczcili pamięć Bjorga Lambrechta. Peleton zatrzymał się na trasie IV etapu Tour de Pologne
- Dla niego to był pierwszy występ w wielkim tourze. Wspominam te dni bardzo
dobrze. Bjorg chciał się uczyć, zadawał wiele pytań, a ja cieszyłem się, że mogę mu pomóc. Dużo się razem śmialiśmy. Nazywałem go "Mały", był wojownikiem i dobrym człowiekiem. W ostatnich miesiącach zrobił duże postępy i czekałem, aż będę mógł raz jeszcze wystartować z nim we Vuelcie - powiedział.
- Będziemy bardzo za nim tęsknić, ale też nosić go w sercach. Już zawsze będzie dla mnie "Małym", uśmiechniętym chłopakiem, którego nigdy nie zapomnimy - zapewnił Jelle Wallays.
Po tragicznej śmierci Lambrechta czwarty etap Tour de Pologne został zneutralizowany. Kolarze przejadą trasę z Jaworzna do Kocierza, jednak nie będą się ścigać.