Tegoroczny wyścig Tour de Pologne stał pod znakiem tragicznej śmierci Bjorga Lambrechta. Na 48. kilometrze trzeciego etapu Belg z całym impetem uderzył w betonowy przepust. Zmarł na stole operacyjnym w szpitalu w Rybniku. Bezpośrednią przyczyną zgonu był uraz wielonarządowy, w szczególności uraz jamy brzusznej z masywnym krwotokiem wewnętrznym.
W jednym zespole - Lotto Soudal - z Lambrechtem startował Tomasz Marczyński. - Byłem ostatnim, który wymienił zdanie z Bjorgiem - wspomina Polak w rozmowie z "Przeglądem Sportowym". - Pamiętam, że zaczęło padać i chciałem zjechać do wozu technicznego po kurtkę. Zawołałem przez radio dyrektora sportowego, ale chwilę później wyszło słońce. Powiedziałem więc, że to był fałszywy alarm. Dyrektor odpowiedział, że nie ma problemu, jest ciepło i na koniec dodał: "Enjoy the race and weather", czyli "cieszcie się wyścigiem i pogodą". Wszyscy kolarze to słyszeli w słuchawkach, a obok mnie akurat był Bjorg. Popatrzyliśmy się na siebie i szeroko uśmiechnęli. Powiedziałem tylko: "Dobra, no to się cieszmy" - przekazał Marczyński.
Po półtorej minuty usłyszał dźwięk kraksy. Dopiero po jakimś czasie jeden z rywali z peletonu powiedział Polakowi, że to właśnie Lambrecht brał udział w wypadku. Wtedy Marczyński, który był kapitanem drużyny, wrócił do samochodu drużyny i chciał dowiedzieć się więcej szczegółów. Wtedy usłyszał, że sytuacja jest trudna. Wieść o śmierci Lambrechta kolarze Lotto Soudal usłyszeli na mecie w Zabrzu.
ZOBACZ WIDEO: Tour de Pologne 2019. Czesław Lang: Czuło się atmosferę zadumy
Dyrektorzy poprosili, żebyśmy usiedli i powiedzieli, że Bjorg nie żyje. Tego nie da się przyjąć do wiadomości, nie da się z tym pogodzić. Nie wiedzieliśmy, co robić dalej, w końcu ja nacisnąłem na chłopaków i powiedziałem, że musimy jechać, bo Bjorg zawsze walczył do końca i my też musimy to zrobić. Dla niego - dodał Marczyński.
W kolejnym dniu kolarze uczcili pamięć zmarłego Belga. Etap został zneutralizowany, a do 48. kilometra stawce przewodzili zawodnicy Lotto Soudal. To był najsmutniejszy dzień w długiej historii wyścigu.
- Początkowy zamysł był taki, żeby drużyny na prowadzeniu zmieniały się co siedem kilometrów, ale podjechałem do Czesława Langa i poprosiłem, że chcemy jechać pierwsi cały czas do 48. kilometra odcinka, bo właśnie po przejechaniu takiego dystansu doszło do kraksy dzień wcześniej. Kiedy tam się zatrzymaliśmy... Brakuje mi słów, żeby to opisać - powiedział Marczyński.
Zawodnik grupy Lotto Soudal walczył o koszulkę dla najlepszego górala, by w ten sposób upamiętnić zmarłego Belga. Ostatecznie zajął w tej klasyfikacji drugie miejsce, ustępując Simonowi Geschke z CCC Team.
Zobacz także:
Elia Viviani mistrzem Europy w kolarstwie w wyścigu elity ze startu wspólnego
Stanisław Aniołkowski tuż za podium mistrzostw Europy w wyścigu orlików