- Oleg Tinkow to pozytywny szaleniec, takich ludzi w kolarstwie potrzeba, on rozumie doskonale ten sport - mówił kilka lat temu Rafał Majka, jeden z najlepszych polskich kolarzy.
Majka w latach 2014-16 jeździł w ekipie Tinkoff-Saxo, której właścicielem był Tinkow. I właśnie w tym okresie osiągnął największe sukcesy: wygrał trzy etapy największego wyścigu świata, czyli Tour de France, dwukrotnie wywalczył koszulkę najlepszego górala TdF, okazał się najlepszy w Tour de Pologne, był trzeci w generalce Giro d'Italia, w końcu wywalczył brązowy medal podczas igrzysk olimpijski w Rio de Janeiro. Tinkow był bardzo blisko. On, były sportowiec, angażował się w działalność Tinkoff-Saxo. Nie był typem bogacza, który zainwestował w sport, ale nie interesował się nim.
Mistrz Syberii poszedł do wojska
No właśnie: były sportowiec... Tak, Tinkow był kolarzem, był mistrzem Syberii. Świetnie się zapowiadał, ale służba wojskowa przerwała rozpoczynającą się dopiero karierę. Potem zajął się biznesem. Ale miłość do sportu, do kolarstwa pozostała. Jako szef Tinkoff-Saxo jeździł z zawodnikami na największe wyścigi świata i często wsiadał na rower. Przejeżdżał długie fragmenty trasy, po której kilka godzin później rywalizowali jego kolarze.
ZOBACZ WIDEO: Poruszające sceny z kijowskiego metra. Ukraińców odwiedził mer miasta
Tinkow był showmanem. Uwielbiał błyszczeć przed kamerami. Zawsze ekstrawagancko ubrany, często farbował włosy, z uśmiechem numer pięć, w krzykliwych okularach przeciwsłonecznych. Otwierał szampany, śpiewał, tańczył - bawił się i cieszył z sukcesów swojego zespołu.
A miał z czego. Tinkoff-Saxo to była jedna z najlepszych ekip kolarskich na świecie. Nie tylko sukcesy Rafała Majki (wyżej wymienione), ale głównie zwycięstwa w największych wyścigach Alberto Contadora czy wygrane klasyki przez wówczas wschodzącą gwiazdę - Petera Sagana - to wszystko składało się na określenie "dream team", które często padało w odniesieniu do ekipy Tinkowa.
"Jesteśmy przeciwko tej wojnie!"
Kiedyś showman, uwielbiający życie w blasku kamery, teraz nieco zapomniany. Z powodu choroby (białaczka) wycofał się, schował w domu. Zrezygnował z wszelkich funkcji w banku Tinkoff, który stworzył od podstaw. - Nie jestem już prezesem, nie jestem w Zarządzie, ani radzie nadzorczej, została mi malutka część udziałów - opowiadał w rozmowie z dziennikarzem "Forbesa".
Ta "malutka" część udziałów oznaczała jeszcze w listopadzie 2021 roku około 6 miliardów dolarów. Na taką kwotę szacowano jego majątek. Teraz? Bandycka napaść Rosji na Ukrainę uszczupliła jego portfel makabrycznie. Ostatnie notowania mówią o tym, że przestał być miliarderem. Majątek skurczył się do 800 milionów dolarów. Stało się to zaledwie w ciągu kilku dni.
- Na Ukrainie giną niewinni ludzie, każdego dnia. To jest nie do pomyślenia i nie do przyjęcia! Powinniśmy wydawać pieniądze na leczenie ludzi, badania nad zwycięstwem nad rakiem, a nie na wojnę. Jesteśmy przeciwko tej wojnie! - napisał kilka dni temu na Instagramie.
Wpis uzupełnił zdjęciem z rodziną, z najbliższymi.
Ma wpływ na Putina?
Te słowa lotem błyskawicy obiegły cały świat. Były cytowane przez wiele mediów: od "Daily Mail", przez "El Pais", po "Bild". Dziennikarze podkreślali, że Tinkow dołączył w ten sposób do grupy rosyjskich oligarchów (jest ich kilku), którzy publicznie i bezpośrednio sprzeciwili się wojnie w Ukrainie, a pośrednio Władimirowi Putinowi.
Zaczęli nawet spekulować, że Tinkow jest w nieformalnej grupie, która ma dostęp do prezydenta Rosji i będzie próbowała na niego wpłynąć, by przestał mordować niewinnych ludzi. Spekulacje wzięły się stąd, że kilka lat temu na łamach "Financial Times" opowiadał, jakie ma powiązania z Putinem, jak często rozmawiają, jak spędzają wspólnie czas.
Teraz temu zaprzecza. Twierdzi, że nie jest oligarchą, a do wszystkiego doszedł sam. Zaczynając od... Bazaru Różyckiego w Warszawie, na którym handlował elektroniką. 30 lat temu. Potem prowadził browar, aż w końcu stworzył bank, który zasłynął innowacyjnością (jako pierwszy w Rosji oferował płatności kartami kredytowymi czy dostępem do pieniędzy przez internet).
Aston Martin dla Majki
Wojna w Ukrainie powoduje, że Tinkow z pewnością nie zainwestuje teraz w ukochany sport, w kolarstwo. Strata ponad pięciu miliardów dolarów nie pozwala na taką ekstrawagancję.
Żałują pewnie sami kolarze. Tinkow potrafił obiecać Majce zakup najnowszego modelu Aston Martina, w zamian za sukces w Tour de France. Co prawda później ze swoich słów się wycofał (mówił: "w euforii nie panuje się nad emocjami i słowami"), ale i tak szczodrze wynagrodził Polaka.
Trzeba też przypomnieć, że Majka nie był jedynym polskim zawodnikiem w Tinkoff-Saxo. Obok naszego medalisty IO w barwach tego teamu jeździli również: Maciej Bodnar oraz Paweł Poljański. Obaj nie narzekali.
- Modlę się, aby te szalone czasy wkrótce się skończyły. Szkoda ludzi, WSZYSTKICH ludzi i ze wszystkich stron! Życie ludzkie jest bezcenne! - napisał w ostatnim wpisie na Instagramie.
Czytaj także: Słowa Putina do Macrona słyszała cała Ukraina. "Przerażające" >>
Czytaj także: Puścił oko do Rosjan. "To naplucie w twarz Ukraińcom" >>