Spotkania dwóch drużyn koszykarskich z byłej Jugosławii od zawsze były synonimem świetnej gry i wielkich emocji. Nie inaczej było tym razem. W mecz lepiej weszli Serbowie, który po rzucie Nenada Krsticia prowadzili 6:2. Słoweńców do ataku pobudził Bostjan Nachbar (8 punktów w 1. kwarcie) i efekt był natychmiastowy - 13 punktów z rzędu w 5 minut doprowadziło do wyniku 15:6, a ponieważ na 38 sekund przed końcem kwarty "trójkę" trafił Samo Udrih, Słowenia prowadziła już różnicą 9 punktów (19:10). Obie ekipy miały przez początkowe 10 minut meczu wiele szans na łatwe punkty, ale piłka rzadko lądowała w koszu - w przypadku Słowenii co trzecia, a Serbii tylko co piąta.
W drugiej części pojedynku taktyka obu zespołów nie uległa zmianie. Serbia opierała się na dobrej współpracy wysokich Krsticia i Kosty Perovicia (kolejno 11 i 10 punktów po 2. kwarcie) z rozgrywającym Milosem Teodosiciem (8 pkt). W Słowenii tradycyjnie świetnie grał Erazem Lorbek (16 pkt, 7 zb), wspierany przez swojego brata Domena (12 pkt) i Nachbara (10 pkt). Jak łatwo policzyć, wspomniane trio zdobyło ponad 80 procent punktów swojej drużyny do długiej przerwy!
Przez większą część 3. kwarty Słoweńcom udawało się trzymać rywali na kilku punktowy dystans. W 24. minucie po osobistym Jaki Lakovicia było jeszcze 52:41, ale po trzech minutach przewaga ta stopniała do ledwie trzech "oczek" (52:49). Koszykarzom prowadzonym przez Jure Zdovca wynik uratował w tej części spotkania Damen Lorbek i Jurica Golemac, ale przed ostatnimi 10 minutami meczu wynik końcowy pozostawał sprawą otwartą.
Po drugiej "trójce" Teodosicia w 31. minucie na prowadzenie wyszli Serbowie (59:57), a po trzeciej było nawet 62:58. Na parkiet powrócił mający już 4 faule na koncie Erazem Lorbek i po serii rzutów osobistych jego oraz Nachbara na tablicy wyników ponownie widniał remis - po 67.
Bohaterem Słowenii mógł zostać świetnie w Polsce znany Goran Jagodnik. Były gracz Prokomu Trefla Sopot w ciągu 1,5 minuty zdobył 8 punktów, z czego 6 rzutami trzypunktowymi. Druga z tych "trójek" może śmiało kandydować do miana najbardziej nieprawdopodobnego kosza tych mistrzostw. Jego drużyna prowadziła po niej 78:72 na 1.44 minuty przed końcem, ale po pierwsze nie miała już w składzie Erazema Lorbeka ("spadł" za 5. przewinienie), a po drugie w Serbii świetnie grał Teodosić. 22-letni rozgrywający zdobył 8 punktów z rzędu, w tym "trójkę" na 22 sekundy przed końcową syreną, doprowadzającą do dogrywki.
W dodatkowym czasie gry Serbowie chcieli za wszelką cenę jak najszybciej rozstrzygnąć to spotkanie na swoją korzyść. Dwa razy trafił Krstić, za trzy celnie rzucił Uros Tripković i było już 86:79 dla ekipy Duszana Ivkovicia. Słoweńcy resztkami sił starali się zbliżyć do rywali i udało im się to na 45 sekund przed końcem, kiedy to po osobistych Nachbara było tylko 89:88. Jednak 19 sekund później swoją szóstą "trójkę" w meczu rzucił Teodosic i choć odpowiedział mu tym samym Laković, Serbowie nie dali sobie wydrzeć finału w rywalizacji rzutów wolnych.
W niedzielnym finale Serbia spotka się z Hiszpanią. Jej zwycięstwo nad aktualnymi mistrzami świata było największą sensacją pierwszego dnia EuroBasketu. Czy taki sam scenariusz będzie miał ostatni mecz turnieju?
Serbia - Słowenia 96:92 (11:19, 24:26, 21:12, 23:22, dogr. 17:13)
Serbia: Milos Teodosic 32, Nenad Krstic 18, Kosta Perovic 18, Milenko Tepic 11, Novica Velickovic 9, Uros Tripkovic 3, Stefan Markovic 3, Miroslav Raduljica 2, Milan Macvan 0, Ivan Paunic 0, Nemanja Bjelica 0.
Słowenia: Erazem Lorbek 25, Domen Lorbek 22, Bostjan Nachbar 18, Goran Jagodnik 8, Jaka Lakovic 7, Samo Udrih 6, Primoz Brezec 3, Uros Slokar 2, Jurica Golemac 1.