"Spali po dwie godziny!". Tak wygrali trzy mecze... w trzy dni

Materiały prasowe / fot. Wojciech Figurski/400mm.pl / Trefl Sopot
Materiały prasowe / fot. Wojciech Figurski/400mm.pl / Trefl Sopot

- Nie wiem, jak trenerzy to zrobili. To szaleństwo. Spali każdego dnia po dwie godziny. To oni są autorami tego sukcesu - mówi z uznaniem Ivica Radić z Trefla Sopot, który właśnie wygrał Puchar Polski. Czy teraz to główny kandydat do złota?

- To mój drugi tytuł w Polsce. Pierwszym było mistrzostwo z Zastalem w sezonie 2019/2020, który przedwcześnie się zakończył przez pandemię. Nie ukrywam, że jestem bardzo szczęśliwy. Zwłaszcza, że Trefl po raz ostatni zdobył Puchar Polski dziesięć lat temu. To wielki sukces - cieszy się Chorwat Ivica Radić, który do zespołu Trefla Sopot dołączył w trakcie rozgrywek. Zaczynał sezon w Sportingu Lizbona, ale nie do końca był tam zadowolony z roli pełnionej w drużynie i relacji z trenerem.

Gdy usłyszał, że jest opcja powrotu do Polski, to od razu usiadł do stołu i zaczął negocjować warunki kontraktu z sopockim klubem. Strony doszły do porozumienia w jeden dzień, a jego dotychczasowy pracodawca też nie robił problemów przy rozwiązaniu umowy. - Podaliśmy sobie ręce na zakończenie, nie było żadnych zgrzytów - podkreśla.

Radić podpisał kontrakt w Sopocie głównie ze względu na osobę trenera Żana Tabaka, z którym współpracował w Zastalu Zielona Góra w sezonie 2019/2020. Wtedy zielonogórzanie grali wyśmienitą koszykówkę, zdobywając w przerwanych rozgrywkach mistrzostwo Polski. W Pucharze Polski zaszli do półfinału, przegrywając z Polskim Cukrem Toruń. Chorwat dobrze pamięta tamten okres. Kilka tygodni po tym spotkaniu wybuchła pandemia.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szałowa kreacja Sereny Williams. Fani zachwyceni

- Pamiętam, że w 2020 roku Puchar Polski rozgrywaliśmy po szalonej podróży z meczu ligi VTB z Kazachstanu. Już wtedy można było wyczuć, że coś się zmienia na świecie. Loty były odwoływane, a wielu ludzi było chorych. Pamiętam, że prawdziwa plaga przewinęła się przez naszą drużynę. Sam grałem wtedy z gorączką, inni gracze też kiepsko się czuli. Przegraliśmy w półfinale po zaciętym meczu z Polskim Cukrem Toruń - wspomina.

"Byliśmy wykończeni"

Teraz Trefl - z Tabakiem i Radiciem w składzie - zdobył Puchar Polski, mimo że zespół znad morza przed rozpoczęciem turnieju nie był stawiany w roli faworyta. Wyżej stały notowania m.in. Śląska Wrocław (lider tabeli), Stali Ostrów (wicelider), a nawet Legii Warszawa, która na papierze wygląda na bardzo mocny zespół.

Sukces sopocian jest o tyle cenniejszy, bo trafili do trudniejszej części drabinki turniejowej. Najpierw uporali się ze Śląskiem, później z Anwilem (po dwóch dogrywkach), a na końcu z gospodarzami - Startem Lublin. Co więcej, by cieszyć się z końcowego triumfu, musieli rozegrać trzy mecze w trzy dni. Szalona dawka! Zwłaszcza, że w półfinałowym spotkaniu musieli sobie radzić bez podstawowego rozgrywającego Camerona Wellsa.

- Mieliśmy bardzo trudną drogę do zwycięstwa. Nasza drabinka była szalona! Najpierw Śląsk, później Anwil lub Stal, czyli wszystkie zespoły, których celem w tym sezonie jest zdobycie mistrzostwa Polski. Nie dość że trzeba było walczyć z trudnymi rywalami, to też zmagaliśmy się z potężnym zmęczeniem, które cały czas się nawarstwiało. Trzy mecze w trzy dni to końska dawka! Tak naprawdę podczas tego trzeciego spotkania wszyscy byli maksymalnie wykończeni. Graliśmy na ambicji, woli walki i charakterze. Te cechy były kluczowe. Myślę, że - jako zespół - stanęliśmy na wysokości zadania i pokazaliśmy, że jesteśmy charakterną ekipą - podkreśla Ivica Radić.

Trefl Sopot wygrał Puchar Polski
Trefl Sopot wygrał Puchar Polski

Chorwat docenia wielką robotę, jaką wykonał na tym turnieju sztab szkoleniowy. Żan Tabak i jego asystenci: Krzysztof Roszyk i Toni Ten uwijali się jak w ukropie, by jak najlepiej przygotowań zespół do kolejnych meczów. Spali po dwie godzinny dziennie, by zrobić analizę swoim meczów, scouting rywali i przygotować specjalną taktykę pod danego przeciwnika. Radić jest pod ogromnym wrażeniem pracy, którą sztab wykonał w Lublinie.

- Najcięższą robotę podczas tego turnieju wykonał sztab szkoleniowy. Jestem pełen podziwu, jak ciężko pracowali trenerzy podczas tych dni w Lublinie. To było szaleństwo. Trener Tabak i jego asystenci spali po dwie godziny, by obejrzeć jak najwięcej wideo z zagraniami rywali. Wycinali poszczególne zagrania, tworzyli scouting, do tego musieli przygotować taktykę pod danego przeciwnika. Wielkie słowa uznania - tłumaczy.

- Życie zawodnika na takim turnieju wygląda zupełnie inaczej. Grasz mecz, później jesz kolację i idziesz do pokoju spać. Trenerzy tak nie mają. Po meczu zaczynają... kolejny mecz. To cholernie trudne i męczące zadanie. Oni odegrali wielką rolę w tym, że mogliśmy - jako zespół - cieszyć się ze zwycięstwa - zauważa.

Teraz mistrzostwo?

Nie ma co ukrywać, że Trefl Sopot jest jednym z kandydatów do zdobycia mistrzostwa Polski. Na pewno notowania sopocian poszły w górę po sukcesie w Lublinie. Wielu przekonało się o tym, że sopocian należy traktować poważnie. W obozie Trefla do walki o złoto podchodzi się jednak z dużą ostrożnością.

Wszyscy zdają sobie sprawę, że liga w tym sezonie jest bardzo wyrównana i nikogo nie można lekceważyć, zwłaszcza że kilka ekip zgłasza akces do walki o mistrzostwo Polski - m.in. Śląsk, Legia, King czy Anwil.

"Czy po triumfie w Lublinie - wyrastacie w tym momencie na największego kandydata do zdobycia mistrzostwa Polski?" - pytamy Radicia.

- Znasz nasze hasło na ten sezon? - odpowiada wymownie Chorwat.

- Tak. Step by step - mówimy.

- No właśnie. W ten sposób tez myślimy. Teraz naszym celem jest mecz na trudnym terenie w Stargardzie. Wieczne mówienie o mistrzostwie czy medalach nigdy nie przynosi niczego dobrego. Po prostu musimy dalej ciężko pracować, iść wytyczoną już drogą, którą obraliśmy jakiś czas temu - tłumaczy Radić.

- To nie jest tak, że wygraliśmy puchar i jesteśmy wspaniałą drużyną. Jeśli zaczniemy w ten sposób myśleć, to szybko spadniemy na ziemię i to z wielkim hukiem. Mamy nadal sporo mankamentów, nad którymi musimy pracować. Nie możemy spocząć na laurach. Poza tym jest kilka zespołów, które myślą o mistrzostwie - dodaje Chorwat.

Zespół znad morza jest także jednym z kandydatów do mistrzostwa Polski. Sopocianie z bilansem 14:5 zajmują 3. miejsce w tabeli Energa Basket Ligi. Do prowadzących drużyn z Ostrowa i Wrocławia traci jedno zwycięstwo, ale ma też jeden rozegrany mecz mniej.

Należy też pamiętać, że jeszcze przez miesiąc jest otwarte okno transferowe w Energa Basket Lidze. Niewykluczone, że w sopockiej drużynie zajdą zmiany w składzie.

Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty



Źródło artykułu: WP SportoweFakty