- My się już de facto trochę pogodziliśmy się z tym co się stało. Był to nieszczęśliwy wypadek w domu, więc taka kontuzja boli - mówi nam Karol Kowalewski.
Wielki pech dopadł Stephanie Mavunga i BC Polkowice. Zawodniczka miała nieszczęśliwy wypadek w domowej kuchni. Efekt? Kontuzja barku, operacja i koniec sezonu.
Notowała w nim średnio 17,5 punktu oraz 9,7 zbiórki. Została wybrana MVP grudnia w Eurolidze koszykarek.
Mavunga była podkoszową ostoją "Pomarańczowych". Jedną z głównych opcji w ofensywie trenera Kowalewskiego. Ten po wszystkim miał nie lada problem. Czasu - pomimo posiadanych funduszy - na zmianę już nie było, bo wszystko stało się po zamknięciu okienka transferowego.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szałowa kreacja Sereny Williams. Fani zachwyceni
Sztab szkoleniowy został postawiony pod ścianą. - Musieliśmy pewne rzeczy zmienić, przemodelowaliśmy trochę system, gramy zupełnie inny basket w ataku, a w egzekucji defensywy to możemy być nawet delikatnie lepsi - ocenia Kowalewski.
Pierwsze zmiany było widać już podczas Suzuki Pucharu Polski, gdzie "Pomarańczowe" obroniły trofeum gromiąc w finale zespół PolskaStrefaInwestycji Enea Gorzów Wielkopolski 94:68. Taki wynik w starciu przeciwko liderowi Energa Basket Ligi Kobiet budzi szacunek.
- Chyba nikt się nie spodziewał, że finał może mieć taki przebieg. Nie ukrywajmy, zespół z Gorzowa Wielkopolskiego gra mega dobrze w tym sezonie, trzeba to docenić. Są na pierwszym miejscu i to nie przypadek - wyjaśnił Kowalewski.
Dodać też należy, że brak Mavungi to nie jedyny brak w kadrze "Pomarańczowych". Od ponad trzech miesięcy w grze nie ma też Sasy Cado - powrót Serbki ma jednak nastąpić już niebawem.
- Myślę, że dużo zespołów gdzieś tam delikatnie nas przestało doceniać po tym, jak mamy te swoje problemy, ale co ja mogę powiedzieć... - przyznał szkoleniowiec mistrzyń Polski. - Trochę rzeczy zmieniliśmy. Uważam, że dalej jesteśmy groźni. Na pewno znajdziemy swoje przewagi i nadal chcemy walczyć o tytuł.
- Na pewno zmieniły się role w zespole i myślę, że ten finał Pucharu Polski pokazał, że dziewczyny te zmiany udźwignęły. Można się z tego tylko cieszyć - dodał.
Patrząc na finałowe starcie z gorzowiankami trzeba powiedzieć, że słowo "udźwignęły" to mało... - Chcieliśmy zrobić wszystko żeby dobrze zacząć i potem nie dać rywalkom wrócić do gry. To się udało - wyjaśnił Kowalewski.
- Byliśmy tak nakręceni, że mieliśmy tylko jeden cel: zagrać mega dobry mecz i to się udało - zakończył.
Zobacz także:
Chcieli go już dwa lata temu. Teraz odmówił Rosjanom. "Tam mógł zarobić więcej"
Spurs przerwali pasmo porażek! Wszechstronny Sochan