Trafił rzut równo z syreną! Jak do niego doszło? "Może zbyt głośno krzyknąłem"

Twitter / oficjalny profil Energa Basket Ligi / Kluczowe trafienie Novaka Musicia
Twitter / oficjalny profil Energa Basket Ligi / Kluczowe trafienie Novaka Musicia

Trenerowi Markowi Łukomskiego za wszelką cenę zależało, by w ostatniej akcji meczu rzutu nie oddawał Amerykanin James Florence. Ryzyko jednak nie opłaciło się, bo stojący w rogu Novak Musić (bez krycia) trafił rzut na wagę zwycięstwa!

Pasjonująca końcówka meczu otwierającego 26. kolejkę Energa Basket Ligi. Drużyny walczące o utrzymanie w rozgrywkach, Suzuki Arka Gdynia i Rawlplug Sokół Łańcut, stworzyły bardzo dobre widowisko dla kibiców, którzy do ostatnich sekund nie mogli narzekać na nudę. Na 24 sekundy przed końcową syreną, gospodarzy na dwupunktowe prowadzenie (81:79) wyprowadził Amerykanin Trey Wade (trafił dwa rzuty wolne).

Co prawda goście z Łańcuta - w kolejnej akcji - mogli grać do samego końca, ale po przerwie na żądanie zdecydowali się na błyskawiczną akcję, którą spod samego kosza wykończył Corey Sanders, doprowadzając do remisu po 81.

- Powiedziałem na czasie jasno i wyraźnie: "Corey, jeśli będziesz miał okazję, atakuj. Jeśli z kolei Arka zacieśni strefę podkoszową, to nasi strzelcy mają być gotowi do oddania rzutu". Corey minął rywala i skończył akcję spod kosza. Był remis, ale zostawiliśmy rywalom czas na przeprowadzenie akcji - opowiada Marek Łukomski, szkoleniowiec Sokoła Łańcut.

- Spodziewaliśmy się, że rywale zdecydują się na takie rozwiązanie. Jeśli przegrywasz różnicą dwóch punktów i zostają ci 24 sekundy do końca meczu, to starasz się zaatakować jak najszybciej, by zostawić sobie czas na faul lub przechwycenie piłki. To też powiedziałem zawodnikom na time-oucie - komentuje z kolei Krzysztof Szubarga, trener Arki Gdynia.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bus utknął w błocie, a wtedy piłkarze... Zobacz to sam!

Po celnym rzucie Sandersa, gospodarze poprosili o przerwę na żądanie. Trener Szubarga - mając w pamięci wydarzenia w niedawnym meczu z PGE Spójnią (porażka w samej końcówce) - zaplanował, by lider James Florence oddał rzut w ostatnich 2-3 sekundach akcji. Rywale byli na to gotowi, więc z premedytacją spychali Amerykanina w prawą stronę (zawodnik woli oddawać rzuty po koźle w lewą stronę).

Gdy kończył się czas na oddanie rzutu, trener Marek Łukomski krzyknął do Corey'ego Sandersa, by ten podwoił wspomnianego Florence'a. Zrobił to jednak na tyle nieumiejętnie (nie miał rozłożonych rąk - ułatwił zadanie), że rywal od razu to dostrzegł i podał piłkę do otwartego Novaka Musicia. Serb (miał wcześniej 0/4 za trzy) stojący w rogu boiska trafił rzut na wagę zwycięstwa!

- Krzyknąłem przy linii bocznej do Corey'a Sandersa, by ten przesunął się w kierunku Jamesa Florence'a. W takich jednak akcjach zawodnicy powinni mieć rozłożone ręce, by ta piłka nie przedostała się w wolne miejsce. Jeśli piłka w tej akcji poszłaby lobem, to gdynianie nie zdążyliby wyprowadzić rzutu. Zdecydowałem się na taki manewr, mając na uwadze to, co wydarzyło się w Słupsku, gdzie Michał Chyliński trafił rzut na dogrywkę. Może jednak za mocno krzyknąłem, by Corey pomógł, bo James Eads był w dobrej sytuacji. Szkoda tej sytuacji i meczu - tłumaczy Marek Łukomski.

- W ostatniej akcji chcieliśmy wymusić zmianę krycia w obronie. Naszym założeniem było to, by James Florence grał do samego końca. Miał oddać rzut w ostatnich dwóch sekundach. Nie chcieliśmy popełnić takiego błędu jak w meczu z PGE Spójnią, gdzie zostawiliśmy rywalom sekundy na przeprowadzenie ostatniej akcji. Był na to duży nacisk - zdradza z kolei jego vis-a-vis.

- Poszło podwojenie z mocnej strony. Taka poszła informacja z ławki rezerwowych, by Corey Sanders podbiegł do Florence'a. Ten zachował się dużym sprytem i odegrał do wolnego Novaka Musicia - dodaje Szubarga.

- Szczerze? Nie miałem najlepszego meczu. To nie był mój dzień, ale jestem ogromnie szczęśliwy, że spotkanie zakończyło się na naszą korzyść. To był piekielnie ważny mecz. Zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Mój ostatni rzut? Cieszę się, że wpadł, choć wcześniej pudłowałem - opowiada bohater Novak Musić.

W Gdyni - po końcowej syrenie - zapanowała ogromna radość. Wszyscy odetchnęli z wielką uwagą. Utrzymanie w ekstraklasie jest już niemal pewne. Żółto-niebiescy (bilans 9:16, Sokół 9:17) mają w tym momencie trzy zwycięstwa przewagi nad ostatnimi w tabeli Twardymi Piernikami Toruń. Gdynianom do zakończenia sezonu pozostało pięć spotkań. Rywale są jednak piekielnie wymagający (Śląsk, Stal, Legia, Anwil i King).

- Mieliśmy dużo szczęścia w samej końcówce meczu. Można powiedzieć, że w końcu szczęście było po naszej stronie, bo w tym sezonie różnie z tym bywało. W kilku spotkaniach nie mieliśmy tego farta. W Lublinie nie podnieśliśmy piłki z parkietu, z PGE Spójnią straciliśmy punkty w ostatniej akcji. Jestem zadowolony, że w końcu odwróciliśmy tę złą kartę. Utrzymanie? Wszystko jest jeszcze możliwe. Nie oglądamy się jednak za siebie. Chcemy sprawić niespodziankę w ostatnich meczach - zaznacza Krzysztof Szubarga.

Zobacz rzut Novaka Musicia:

Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Andrzej Pluta, syn legendy: Zabrać od taty rzut
Polak liderem, zespół robi furorę. Żołnierewicz: Pytania o finanse irytują
To mógł być głośny transfer. Chce iść drogą byłej gwiazdy PLK
Takiej umowy z Polsatem jeszcze nie było. Kluby na tym zarobią!

Komentarze (0)