Dla obu drużyn miał kapitalne znaczenie. Zarówno PGE Turów jak i PBG Basket w poprzedniej kolejce musiał uznać wyższość rywali. Poznaniacy po twardej walce zakończonej dwoma dogrywkami ulegli we własnej hali Anwilowi Włocławek 104:107. Mimo porażki zespół ze stolicy Wielkopolski pozostawił po sobie bardzo dobre wrażenie. Podopieczni trenera Eugeniusza Kijewskiego grali zespołowo (18 asyst), a ciężar zdobywania punktów rozłożył się na kilku graczy. Aż pięciu z nich zdobyło dla swojej ekipy ponad 10 oczek - Uros Duvnjak 21, Zbigniew Białek i Andrija Cirić po 18, Wojciech Szawarski 15 i Rajko Kliajević 12. Zgorzelczanie natomiast przez trzy kwarty toczyli w Sopocie z miejscowym Treflem wyrównany bój, by ostatnia kwartę przegrać 5:21, a cały mecz 61:73. Nic dziwnego, że trener Sasa Obradović miał ze swoimi graczami sporo do wyjaśnienia. – Po każdym przegranym meczu drużyna chce się podnieść. Jeśli zespół ma charakter, to zazwyczaj tak się dzieje. Z jednego przegranego spotkania nie można robić tragedii. Taki jest sport a dzięki porażkom można wyciągać wnioski, aby w przyszłości błędy się nie powtarzały. Z pewnością drużyna z Poznania jest dużo silniejsza niż w poprzednim sezonie. Zapowiada się zacięty mecz – przewidywał przed spotkaniem Michał Chyliński, który kontrakt z PGE Turowem podpisał w miniony czwartek.
Gospodarze mecz rozpoczęli od szybkiego prowadzenia, ale ich przewaga została prędko zniwelowana. Potem na tablicy wyników przez większą część pierwszej połowy widniał remis. Gospodarze dzięki lepszej postawie na deskach (9 zbiórek) oraz bardziej zespołowej grze (5 asyst) pierwszą kwartę wygrali 22:19. Wynik w okolicach remisu oscylował także przez zdecydowaną większość drugiej kwarty.
W barwach zgorzelczan świetnie prezentował się Michael Wright, który w pierwszej połowie zdobył aż 20 punktów. W ważnych momentach do kosza rywali trafiali też Adam Wójcik i Paweł Leończyk. Goście z kolei w ataku nie mieli lidera, a przy tym fatalnie wykonywali rzuty osobiste. W pierwszej części na 22 prób piłka do kosza wpadła raptem 12 razy i to musiało odbić się na wyniku. Dodajmy, że w całym meczu oba zespoły zaledwie po 3 razy trafiły z dystansu (na łącznie 41 prób!).
Miejscowi w końcówce pierwszej połowy podkręcili tempo i do szatni schodzili na prowadzeniu 42:31. Po zmianie stron gospodarze utrzymywali blisko 10-punktową przewagę. Kluczem do tego była postawa na tablicach – PGE Turów w zbiórkach zmiażdżył rywali 41:24. Ostatecznie zgorzelczanie zasłużenie zwyciężyli 76:62.
- Moi zawodnicy zasłużyli na gratulacje. Szybko podnieśli się po przegranej w Sopocie i chęć walki o dobry wynik widziałem u nich na parkiecie od początku meczu – podkreślił trener PGE Turowa Sasa Obradović. – Uważam, że kluczowym momentem meczu była końcówka drugiej kwarty. Wówczas straciliśmy zbyt wiele punktów. Przegraliśmy też walkę na deskach przez co rywale mogli ponawiać akcje – upatrywał przyczyn porażki trener PBG Basketu Eugeniusz Kijewski.
PGE Turów Zgorzelec - PBG Basket Poznań 76:62 (22:19, 20:12, 15:15, 19:15)
PGE Turów: Wright 25, Gray 15 (1), Leończyk 11, Wójcik 8, Chyliński 8 (2), Deane 7, Witka 2, Roszyk 0, Wysocki 0.
PBG Basket: Białek 15, Szawarski 14 (2), Kliajević 9, Cirić 8 (1), Graves 4, Duvnjak 4, Waczyński 4, Radke 4, Bartosz 0, Semmler 0.