W niedzielę polskie media obiegła informacja o dotkliwym pobiciu Mikayli Cowling. Amerykańska koszykarka trafiła do szpitala z pękniętym oczodołem.
Po kilku dniach zawodniczka VBW Arki Gdynia za pośrednictwem swoich i klubowych mediów społecznościowych wydała oświadczenie, w którym opisała całą sytuację. "Zeszłej środy (18 października - przyp. red.), gdy wchodziłam do damskiej toalety w klubie muzycznym, zostałam w środku zaatakowana przez agresywnego klubowego ochroniarza. Pomimo wielokrotnych zapewnień moich i innych, że jestem tam, gdzie powinnam być (...) zaczął on okazywać niezwykłą przemoc fizyczną" - czytamy.
Cowling przebywa już w domu i czeka na kolejne badania. O dotkliwym ataku może jednak długo nie zapomnieć. "To był najbardziej ekstremalny przypadek nienawiści, jakiego kiedykolwiek doświadczyłam" - napisała.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłkarskie umiejętności Sabalenki
Z wpisu 27-letniej koszykarki wynika, że atak mógł mieć podłoże rasistowskie i homofobiczne. "Chciałam poświęcić ten czas, aby porozmawiać o tym, że ukierunkowana nienawiść i przemoc wobec czarnych kobiet LGBTQ jest nadal obecna i nie powinna być tolerowana w żadnym środowisku na całym świecie" - czytamy w oświadczeniu.
Cowling po zakończeniu uczelni University of California grała we Francji, Turcji, Izraelu czy Nowej Zelandii. Do Gdyni trafiła przed trwającym sezonem i jak zapewnia - zamierza dalej reprezentować klub. "Pozostaję w Polsce i pomimo tego nienawistnego czynu mam zamiar dalej grać dla drużyny, dla której tu przyjechałam" - podkreśla.
Cowling dodała, że to jedyne oświadczenie w tej sprawie i aktualnie będzie skupiać się "na zdrowiu i powrocie do zespołu".
Informacja o ataku na Cowling pojawiła się w ostatni weekend. "Została kilkukrotnie uderzona w głowę przez nieznanego sprawcę" - przekazywała podinsp. Magdalena Ciska, Oficer Prasowy Komendanta Miejskiego Policji w Gdańsku portalowi WP SportoweFakty (więcej TUTAJ).
Gdański klub potępił już agresję przeciwko "komukolwiek szczególnie kobietom" i zaznaczył, że lokal jest ochraniany przez firmę zewnętrzną, a w zdarzeniu nie brał udziału żaden ich pracownik (więcej TUTAJ).