O 17-letnim Polaku głośno w USA. "Bałem się, że umarł"

Facebook / Na zdjęciu: James Downie oraz Szymon Koszyca
Facebook / Na zdjęciu: James Downie oraz Szymon Koszyca

Szymon Koszyca zapamięta ten dzień do końca życia. Gdyby nie on, kolega ze szkoły zmarłby na atak serca. Polak opowiada nam, że odwiedził w szpitalu rekonwalescenta. - Bardzo się ucieszył, dziękował za akcję - mówi.

Po tragicznych chwilach na sali gimnastycznej w chrześcijańskiej szkole w Winston-Salem w Karolinie Północnej na szczęście pozostał jedynie strach. Przede wszystkim dzięki Szymonowi Koszycy i Jamesowi Downiemu, którzy zareagowali z chłodną głową i zaczęli ratować  Dejohna Blunta, który nagle runął na parkiet.

Obaj mieli już okazję spotkać kolegę w szpitalu. Siedemnastoletniemu Polakowi momentalnie spadł kamień z serca.

- Wszystko było z nim dobrze, uśmiechał się, podziękował nam. Jego mama i babcia również nam dziękowały. On sam okazywał tę wdzięczność oraz radość, że nas widział - opowiada Szymon Koszyca w rozmowie z WP SportoweFakty.

Okazuje się, że rok starszy kolega jest w coraz lepszej formie. - Teraz wypuścili go już ze szpitala. Prawdopodobnie jest w domu i wypoczywa. Możliwe, że przechodzi jakieś badania diagnostyczne i nie możemy się doczekać, aż wróci do szkoły - opowiada.

Na zdjęciu: Dejohn Blunt i Szymon Koszyca (drugi z prawej)
Na zdjęciu: Dejohn Blunt i Szymon Koszyca (drugi z prawej)

Natychmiastowa akcja

To miał być zwykły, prosty trening, podczas którego Polak szlifował rzuty do kosza. Ćwiczył na sali gimnastycznej chrześcijańskiej szkoły w Winston-Salem w Karolinie Północnej. W budynku było kilkanaście osób.

W pewnym momencie Szymon Koszyca usłyszał huk. Gdy się odwrócił, zobaczył, że jeden z kolegów - Dejohn Blunt - leży na parkiecie bez ruchu. Osiemnastolatek - jak się potem okazało - doznał zatrzymania akcji serca.

Polak rozpoczął sztuczne oddychanie i masaż serca. Najpierw ratował kolegę sam. - W tym momencie, kiedy podbiegłem do Dejohna, w głowie miałem pustkę. Nie pamiętam, czy o czymś szczególnym myślałem. Po prostu ruszyłem mu na pomoc - opowiada.

- Wokół wszyscy panikowali. Wiedziałem, że muszę zacząć coś robić. Zostałem przy koledze. Gdy zobaczyłem, że klatka piersiowa przestała się poruszać, sprawdziłem oddech. Nie było go, więc zacząłem uciskać - dodaje.

Po chwili do Szymona Koszycy dołączył James Downie z Australii, który ćwiczył w siłowni. Od jednego z kolegów usłyszał, że Blunt "nie żyje", więc szybko pobiegł do hali sportowej.

- Przewróciliśmy go na bok do pozycji bezpiecznej. Próbowaliśmy, aby wykrztusił to coś z buzi. Znowu przestał oddychać. Od tamtego momentu James kontynuował sztuczne oddychanie, a ja próbowałem zwrócić jego uwagę - relacjonuje.

Sytuacja była dramatyczna. Na miejsce zdarzenia jako pierwsi przybyli strażacy, ponieważ numer alarmowy Stanów Zjednoczonych - 911 - nie odpowiadał. Minęła chwila i pojawili się także ratownicy medyczni z noszami.

Walka z samym sobą

- Wszystko to na mnie spadło tak nagle, że dostałem ataku paniki. Przez pół godziny, od momentu gdy kolegą zajęły się służby, ciężko było mi się uspokoić. Bałem się, że umarł - mówi nasz rozmówca.

- Po wszystkim zadzwoniłem do rodziców, choć w Polsce była trzecia w nocy. Byli zdenerwowani, bo najpierw myśleli, że to mi się coś stało. Ale szybko wyjaśniłem sytuację, uspokoili mnie, powiedzieli, że zrobiłem, co mogłem, i teraz muszę czekać na dalsze informacje - opowiada chłopak.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bramkarz tylko patrzył, jak leci piłka. Co za gol!

Siedemnastolatek mógł liczyć na wsparcie pastora, który jest zaangażowany w życie szkoły. Było to w tamtym momencie bardzo ważne, ponieważ zdenerwowany Koszyca czekał na kolejne informacje ze szpitala.

Pozytywną wiadomość otrzymał dwie godziny po zdarzeniu - Dejohn Blunt oddychał i zaczął mówić. Wycieńczenie psychiczne sprawiło, że Polak zasnął tej nocy w mgnieniu oka.

Nie czuje się bohaterem

W kolejnych dniach lokalna telewizja "WFMY News 2" przeprowadziła wywiad z nim oraz Jamesem Downiem.

Okrzyknięto ich bohaterami, choć Szymon Koszyca za takiego się nie uważa. - W tym nie było nic bohaterskiego, bo z Jamesem zrobiliśmy to, co potrafiliśmy i musieliśmy zrobić - ocenia.

Wieści zza oceanu dotarły również do Polski. Telefon siedemnastolatka od tamtego momentu notorycznie wibruje. Rodzina oraz znajomi kibicują oraz gratulują zimnej krwi, która towarzyszyła mu podczas feralnej sytuacji.

- Dostałem dużo wiadomości z Polski. Odzew był ogromny, ze strony rodziny również. Wszyscy tak naprawdę powiedzieli mi coś miłego - opowiada.

Szkoła i sport

Szymon Koszyca marzy o wielkiej karierze koszykarza. Jeszcze do niedawna występował w klubie AZS Pyra Poznań, która współpracuje ze... Szkołą Marcina Gortata w Poznaniu. Jakiś czas temu postanowił, że będzie kontynuował naukę w szkole w Winston-Salem.

Nową przygodę rozpoczął we wrześniu. - Nie jest to tak naprawdę wymiana. Po prostu jestem zapisany tutaj do szkoły średniej - podsumowuje.

Polak nie ukrywa, że bardzo ważną częścią w jego życiu jest właśnie koszykówka. W listopadzie będzie miał okazję do sprawdzenia swoich umiejętności, ponieważ wtedy startują tamtejsze rozgrywki.

Zobacz też:
Nowy sezon NBA właśnie wystartował. Oto największe gwiazdy ligi

Komentarze (0)