Drużyna z Teksasu obroniła w piątek własny parkiet i to w wielkim stylu. Spurs już do przerwy prowadzili 66:45, aby ostatecznie triumfować aż 135:99, odnosząc siódme zwycięstwo w tym sezonie. Byli zdecydowanie lepszym zespołem.
- Wygląda mi na to, że zaczynają rozumieć, jak ze sobą grać - mówił w rozmowie z mediami o swoich zawodnikach trener Gregg Popovich.
Charlotte Hornets na nic zdał się nawet powrót ich lidera. LaMelo Ball, który z powodu urazu opuścił 20 ostatnich meczów Szerszeni, w 27 minut rzucił 28 punktów, miał też pięć asyst, pięć przechwytów, choć też sześć na 19 strat zespołu. Ale to na niewiele się zdało.
Spurs trafili 18 na 38 oddanych rzutów za trzy. Victor Wembanyama potrzebował zaledwie 20 minut, żeby zdobyć 26 punktów i 11 zbiórek.
ZOBACZ WIDEO: Jest w dziewiątym miesiącu ciąży. Zobacz, skąd "wrzuciła" nagranie
- Utrzymywaliśmy dobre tempo. Na początku meczu żaden z zespołów nie był tak naprawdę w stanie trafić swoich rzutów, ale udało nam się przełamać. Po obu stronach parkietu wyglądaliśmy dziś solidnie. Mieliśmy ponad 30 asyst, a to zawsze dobry znak. Wyglądali tak, jakby zaczynali rozumieć, jak ze sobą współpracować – komentował Popovich.
Jeremy Sochan w piątek w 26 minut zapisał przy swoim nazwisku 13 oczek, sześć zbiórek, cztery asysty, dwa przechwyty, blok i stratę. Miał najwyższy wskaźnik plus/minus w swoim zespole (aż +35).
Polaka komplementował nawet trener Popovich. - Czerpie przyjemność z gry w defensywie. Jego zasięg naprawdę mu w tym pomaga. Uczy się, jak wyprzedzać przeciwników i wykorzystywać swoje warunki fizyczne. Gra w obronie mądrzej niż na początku sezonu – mówił o Sochanie.
Wynik:
San Antonio Spurs - Charlotte Hornets 135:99 (28:22, 38:23, 37:26, 32:28)
(Wembanyama 26, McDermott 14, Sochan 13 - Ball 28, Rozier 16, Bridges 14)
Zobacz także:
"To prawdziwa bomba transferowa". Anwil uzbrojony po zęby
Trener Raptors wpadł w furię. Padły mocne słowa