Sopocka twierdza wciąż nie zdobyta - relacja z meczu Trefl Sopot - Znicz Jarosław

Mateusz Kuźnik
Mateusz Kuźnik

Spotkanie rozpoczęło się od celnej "trójki" Iwo Kitzingera, lecz już najbliższy kontratak Andrzeja Misiewicza sprowadził zespół Trefla na ziemię. Pierwsza kwarta rozpoczęła się dość chaotycznie. Wiele przechwytów i niecelnych rzutów było domeną obu zespołów. Sytuacja poprawiła się w końcówce kwarty, gdzie drużyny zaczęły prowadzić walkę "punkt za punkt". Pierwsza odsłona spotkania zakończyła się ostatecznie 18:16 dla Trefla Sopot po celnym rzucie Gintarasa Kadziulisa.

W drugą ćwiartkę zespół z Jarosławia wszedł bardzo dobrze, po 2 minutach wygrywając 6:0. Słaba koncentracja, a co za tym idzie - słaba skuteczność z rzutów i dużo strat, znowu towarzyszyły klubowi z Sopotu. Swoje pierwsze punkty zdobyli dopiero po 3 minucie. Znicz Jarosław później również nie okazał się dużo lepszy. Po dobrym początku kwarty, w dalszej części towarzyszyły głównie niecelne rzuty. Duża ilość rzutów osobistych nie przełożyła się na zdobycze punktowe, bowiem mylili się nawet najlepsi snajperzy, tacy jak Keddric Mays. Dopiero w końcówce ćwiartki kilku punktową stratę zaczął nadrabiać Trefl Sopot, ostatecznie schodząc do szatni przegrywając 28:29.

Po pierwszej połowie, żaden z zespołów nie mógł być z siebie zadowolony. Dość dobrze broniące kluby nie dawały łatwo sobie rzucać punktów. Żaden z trenerów nie potrafił znaleźć skutecznego środka na przeciwnika. Zawodnicy oddawali bardzo dużo rzutów za trzy punkty, które okazywały się niecelne. Taki stan rzeczy utrzymał się do końca spotkania.

Rozmowa w szatni z trenerem Muiznieksem najwyraźniej podziałała na sopocian, gdyż zaczęli bardziej wchodzić pod kosz. Lecz mimo dobrych zagrań Kitzingera i Hawkinsa, Mays nie pozwalał odetchnąć Treflowi, co róż trafiając za 3 punkty. Wymiana "kosz za kosz" trwała przez cała kwartę i żaden z zespołów nie zdołał oddalić się o więcej niż 3 punkty, aż do końca tej odsłony, którą zakończył Kinnard efektownym zapakowaniem piłki do kosza dając 5 punktowe prowadzenie.

Fakt czwartej kwarty pobudził nieco zawodników. Zaczęli aktywniej udzielać się na boisku. Lecz pobudzenie na boisku ponownie nie miało wielkiego odzwierciedlenia w punktach. Wynik był bardzo wyrównany, a zawodnicy popełniali proste błędy nie potrafiąc wykończyć kontrataków. Walka o zwycięstwo była do samego końca. W ostatnich 2 minutach Trefl, po rzutach osobistych Kitzingera i Hawkinsa, zdołał zdobyć trzy punktową przewagę, którą na minutę przez końcem zniwelował Mays celnym rzutem trójkowym. Dwadzieścia sekund przed zakończeniem stan meczu wynosił 64:64, a przy piłce znajdowali się goście. Niestety nie zdołali w 3 sekundy wykonać akcji i końcówka spotkania (17 sekund) była w rękach gospodarzy, którzy wykorzystali daną im szansę i w dwie sekundy przed końcem za dwa punkty trafił Hawkins. Sekunda nie wystarczyła zespołowi Znicza na oddanie celnego rzutu, którzy pechowo przegrali 64:66.

Stosunkowo mała, za to głośna grupa kibiców z Jarosławia z pewnością dodawała otuchy swoim ulubieńcom, którzy pechowo ponieśli porażkę w sobotnim spotkaniu w Sopocie. Można mieć zastrzeżenia co do przebiegu meczu. Dużo podstawowych błędów i stosunkowo słaba skuteczność nie powinna towarzyszyć zespołom, które zostały nazwane "niespodziankami sezonu".

- Nie mam zastrzeżeń do swoich graczy. Już kilka naszych spotkań zakończyło się podobnie. Tym razem szczęście dopisało Treflowi - tymi słowami podsumował spotkanie trener Dariusz Szczubiał.

Trefl Sopot - Znicz Jarosław 66:64 (18:16, 10:13, 24:18, 14:17)

Trefl: Iwo Kitzinger 18, Cliff Hawkins 15, Saulius Kuzminskas 12, Gintaras Kadziulis 9, Lewrance Kinnard 8, Łukasz Ratajczak 4.

Znicz: Jeremy Chappel 20, Keddric Mays 19, Tomasz Zabłocki 6, Dawid Witos 6, Andrzej Misiewicz 6, Dariusz Wyka 6, Artur Mikołajko 1.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×