Mavericks zwyciężyli po raz trzynasty w sezonie. Sukces koszykarzom z Dallas zapewnił Jason Terry. Jet decydujące o losach meczu punkty zdobył na 1,4 sekundy przed jego zakończeniem.
- To był niesamowity rzut. Podobało mi się to, że pomimo roztrwonienia wysokiego prowadzenia (17 punktów na korzyść Dallas - przyp. aut.) udało nam się wyrwać wygraną - powiedział trener Rick Carlisle.
Sixers, dla których przegrana w Dallas była siódmą z rzędu, próbowali jeszcze odwrócić swoją kartę, ale rzut ostatniej Andre Iguodali był niecelny. Ten sam zawodnik kilka sekund wcześniej doprowadził do remisu po 102.
Ostatnie słowo należało jednak do Terry'ego...
- Udało się trafić, ale gdyby nie obrona w samej końcówce nie wiadomo jakby to wszystko mogło się potoczyć - stwierdził Jet.
Dla Szóstek najwięcej punktów (23) zdobył Willie Green. Po drugiej stronie najskuteczniejszy był Dirk Nowitzki. Niemiec uzbierał 28 oczek.
Wszystko wskazywało na to, że w starciu pomiędzy Milwaukee Bucks i Chicago Bulls powtórzy się scenariusz z poprzedniego meczu tych drużyn. Byki odrobiło wówczas 18 punktów starty i wygrały. Tym razem przegrywały już czternastoma i na niewiele ponad trzy minuty przed końcem w udało im się wyjść na prowadzenie 89-87.
Tym razem jednak Kozły były o wiele czujniejsze. Po serii punktów Brandona Jenningsa, Charlie Bella i Andrew Boguta zespół z Milwaukee znajdował się w uprzywilejowanej pozycji.
Bulls nie poddawali się, ale dwukrotnie zawodnicy z Chicago nadziali się pod koszem na Boguta. Zamiast remisu było 96-92 dla gospodarzy. Wówczas na 27 sekund przed końcem udało im się zmniejszyć deficyt dla zaledwie jednego punktu (98-97). Faulowany Bell tylko raz trafił z osobistych i przyjezdni mieli szansę na remis. Derrick Rose podał piłkę do Brada Millera, ale jego próba okazała się nieskuteczna.
- Zabrali nam zwycięstwo w Chicago, mieli też szansę dzisiaj. Teraz to nam sprzyjali bogowie koszykówki - powiedział Bogut, który powrócił do gry po sześciu meczach przerwy. Zaliczył double-double (22pkt, 15zb).
Po stronie przegranych najskuteczniejszy był John Salmons.
Miło mecz z Indiana Pacers wspominać będzie Monta Ellis. Golden State Warriors odnieśli zwycięstwo, on rzucił rywalom aż 45 punktów (15/27 z gry)! Jest to najlepszy wynik w karierze tego zawodnika. Poprzedni był gorszy o trzy oczka.
W pierwszej połowie nic nie zapowiadało zwycięstwa koszykarzy z Kalifornii, ponieważ to Pacers dominowali i rozdawali karty. Przewaga Indiany sięgnęła nawet 14 punktów. To jednak nie podłamało gospodarzy, którzy z odrobili straty z nawiązką.
Warriors czwarty mecz z rzędu grali bez swojego trenera. Don Nelson cały czas zmaga się z zapaleniem płuc.
Milwaukee Bucks - Chicago Bulls 99-97 (22-17, 26-27, 29-28, 22-25)
(Bogut 22 (15zb), Bell 16, Jennings 15 (8as), Delfino 15 - Salmons 23, Deng 22 (14zb), Rose 19 (7as))
Dallas Mavericks - Philadelphia 76ers 104-102 (28-23, 29-20, 21-29, 26-30)
(Nowitzki 28, Kidd 22 (11as, 6zb), Gooden 15 (10zb) - Green 23 (8zb), Young 21 (7zb), Iguodala 19)
Utah Jazz - Memphis Grizzlies 120-93 (31-23, 30-26, 34-22, 25-23)
(Brewer 25, Boozer 24 (15zb, 7as), Williams 22 (6as) - Mayo 20, Young 17, Williams 17, Randolph 15 (9zb))
Golden State Warriors - Indiana Pacers 126-107 (25-33, 26-24, 34-26, 41-24)
(Ellis 45, Watson 18 (6as), Morrow 18, Maggette 14 - Dunleavy 22, Granger 22 (7zb), Jones 21, Ford 17)