Profesor Pluta - relacja z meczu Anwil Włocławek - PGE Turów Zgorzelec

Anwil Włocławek wygrał dziesiąty mecz w lidze! W 11. kolejce PLK podopieczni Igora Griszczuka pokonali zgorzelecki PGE Turów 76:73. Spotkanie to z pewnością zasłużyło na miano jednego z najlepszych w obecnym sezonie. Było mnóstwo walki pod koszem, porywające akcje, zmiany prowadzenia jak w kalejdoskopie oraz bohater, który przesądził o zwycięstwie swojej ekipy - Andrzej Pluta dwukrotnie trafił za trzy w końcówce a w całym meczu zdobył 20 oczek.

- Wiedzieliśmy, że czeka nas trudna przeprawa i pokazała to już pierwsza odsłona. Najpierw goście zdobyli kilka punktów, ale potem my zaczęliśmy grać swoją koszykówkę i było lepiej - opowiadał początkową fazę meczu Willie Deane. Amerykański obrońca bez problemu mijał pilnujących go rywali i wraz z Michaelem Wrightem (8 punktów w tej części) spowodował, że pierwsza kwarta zakończyła się remisem 16:16, choć zdecydowanie lepiej spotkanie rozpoczęli gospodarze i po kilku akcjach prowadzili już 12:6. Co ciekawe, mimo, że Krzysztof Szubarga oraz Mujo Tuljković zdążyli wyleczyć swoje urazy, trener Igor Griszczuk zaskoczył i od początku desygnował do gry zawodników, którzy grali w ostatnich meczach, czyli Dru Joyce’a i Bartłomieja Wołoszyna.

Drugą kwartę lepiej rozpoczęli goście, którzy po skutecznych akcjach Konrada Wysockiego wyszli na pięciopunktowe prowadzenie. Co ciekawe, włocławianie nie byli w stanie skonstruować akcji otwierającej kilka metrów wolnej przestrzeni gdy na parkiecie przebywał nominalny podstawowy rozgrywający - Szubarga. Reprezentant Polski wyraźnie potrzebował kilku minut by przypomnieć sobie formę, którą prezentował przed urazem, lecz gdy już to zrobił, włocławianie szybko odrobili straty i na tablicy wyników pojawił się rezultat 26:23. - Graliśmy dzisiaj falowo, raz lepiej, raz gorzej, ale to chyba było spowodowane faktem, że kiedy jeden zespół trochę odskakiwał, drugi brał się w garść i zacieśniał obronę - tłumaczył Rashard Sullivan.

Amerykanin wszedł do gry w drugiej kwarcie i od razu dało się to odczuć w poczynaniach Anwilu. Przede wszystkim zanotował kilka zbiórek, zmniejszając nieco dominację Turowa w tym elemencie (19:12 do przerwy dla gości), a także ograniczył poczynania Wrighta, który rzucił jedynie dwa oczka. Przyjezdni nie potrafili jednak wykorzystać faktu, iż zbierają piłki w ataku i pudłując z dystansu, pozwalali miejscowym na szybkie kontry. Dzięki temu Anwil zdobył kilka łatwych punktów, a także skuteczniej zaczął grać w ataku pozycyjnym i po dwudziestu minutach wygrywał 36:31.

Andrej Urlep z pewnością przekazał swoim podopiecznym kilka trafnych uwag w przerwie meczu, bowiem ci szybko zdobyli siedem punktów i tym samym ponownie wyrównali grę. - Gdy przyspieszaliśmy i szukaliśmy się na parkiecie, wówczas punktowaliśmy. Gdy zaczynaliśmy rzucać na siłę z dystansu, pojawiały się problemy - komentował Deane.

Gospodarze szybko otrząsnęli się po serii Turowa i rozpoczął się pojedynek kosz za kosz. Na pięć punktów Wysockiego, trójką i trafieniem w kontrze odpowiedział Andrzej Pluta i włocławianie ponowie przechyli losy meczu na swoją korzyść 47:45. Skuteczne akcje Wrighta w trumnie oraz dwa rzuty dystansowe Justina Gray’a w tej części meczu spowodowały jednak, że przed decydującą kwartą to goście mieli czteropunktową zaliczkę. - Jak na taki mecz to była zaliczka sporego kalibru. Anwil pokazał jednak klasę w ostatniej kwarcie, zaś my nie byliśmy w stanie odpowiedzieć na ich rzuty, gdyż naszą największą bolączką była dzisiaj skuteczność - tłumaczył Robert Witka, który sam jest najlepszym przykładem indolencji rzutowej Turowa. Polski skrzydłowy spudłował bowiem aż osiem trójek i dwukrotnie z bliższej odległości.

Mimo fatalnej postawy zza linii 6,25, zgorzelczanom udało się uciec jeszcze na kilka oczek (61:66) na pięć minut przed końcową syreną. Wielka w tym zasługa Konrada Wysockiego, który trafiał z czystych pozycji oraz walczył na tablicy oraz wspomnianego Wrighta. - Oni bardzo często wykorzystywali swojego środkowego, bo wiedzieli, że to najlepsza droga do zdobycia punktów - stwierdził Sullivan, któremu krycie centra Turowa wychodziło już znacznie gorzej niż w pierwszej połowie.

Przełomowym momentem spotkania okazała 38 minuta meczu. Najpierw Alex Dunn potężnym wsadem wyprowadził swój zespół na prowadzenie 70:69, a po chwili niesamowitym rzutem z dystansu popisał się Pluta.Kapitan zespołu zdecydował się oddać szaloną trójkę w kontrze, choć wcześniejsze dwie takie próby nie doszły celu. Okazało się jednak, że to nie wszystko, bowiem po chwili doświadczony zawodnik ponownie urwał się pilnującemu Deane’owi i zaaplikował rywalowi kolejne trafienie zza łuku! Zegar wskazywał wówczas niespełna minutę do końca i cztery punkty przewagi włocławian, 76:72. Rzuty rozpaczy przyjezdnych nie doszły celu.

- Oczywiście przegraliśmy jako drużyna, ale duża część winy spada na mnie, bo to ja pilnowałem tego zawodnika w dwóch akcjach kiedy rzucał za trzy. Może wina to za duże słowo, ale na pewno odpowiedzialność - komentował Deane, a jego opiekun, Andrej Urlep dodał. - Cóż, jeśli pudłuje się z czystych pozycji, nie można marzyć o osiągnięciu korzystnego wyniku. - Nie ma co tego ukrywać, Anwil zwyciężył bo miał w zespole Andrzeja Plutę, który wykorzystał swoje doświadczenie i zrobił to, co po prostu umie najlepiej - co do tej kwestii zgodni byli zarówno środkowy gospodarzy Alex Dunn, jak i skrzydłowy Turowa, Robert Witka.

35-letni gracz zdobył 20 punktów i choć nie został najskuteczniejszym zawodnikiem meczu (23 miał Wright), to właśnie dzięki niemu Anwil może dopisać na swoje konto kolejne dwa oczka i dziesiąte zwycięstwo w lidze.

Anwil Włocławek - PGE Turów Zgorzelec 76:73 (16:16, 20:16, 17:26, 23:16)

Anwil: Pluta 20 (4x3), Jovanović 14 (2x3), Szubarga 11 (1x3, 7 as.), Dunn 10 (6 zb.), Chanas 6 (1x3), Wołoszyn 5 (1x3), Sullivan 4 (6 zb.), Barycz 2, Tuljković 2, Joyce 2

PGE Turów: Wright 23 (5 zb.), Gray 15 (4x3, 5 as.), Wysocki 13 (2x3, 11 zb.), Deane 12, Roszyk 6 (1x3, 5 zb.), Witka 2 (5 zb.), Wójcik 2, Leończyk 0

Komentarze (0)