Biorę odpowiedzialność - wywiad z Willie Deane'm, rozgrywającym PGE Turowa Zgorzelec

PGE Turów Zgorzelec przegrał w sobotę z Anwilem Włocławek i dla przygranicznej drużyny była to już piąta porażka w tym sezonie. Gościom tego starcia na nic zdała się obecność nowego trenera, Andreja Urlepa oraz spora przewaga w zbiórkach. Autor 12 oczek, czterech asyst i zbiórek w tym meczu, Amerykanin Willie Deane w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl przyznał, iż głównym problemem jego zespoły była skuteczność.

Michał Fałkowski: Po zmianie szkoleniowca wszyscy spodziewali się nowego oblicza Turowa Zgorzelec i rzeczywiście, można było odnieść wrażenie, że prezentujecie się lepiej, niż w ostatnich meczach.

Willie Deane: Myślę, że to było dobre spotkanie, niezależnie od wyniku. Pogubiliśmy się oczywiście w końcówce i przegraliśmy, ale ogólnie nie graliśmy źle. Nie wiem czy to wynikało z faktu obecności nowego szkoleniowca, czy z czegoś innego, ale graliśmy trochę inaczej, niż w ostatnich meczach. Mam nadzieję, że jesteśmy na dobrej drodze.

Czy trener Andrej Urlep zmienił w ogóle cokolwiek w waszej grze?

- A co mógł nowy trener zmienić w raptem kilka dni? Odbyliśmy razem dwa czy trzy treningi, łącznie z tymi, które mieliśmy tutaj we Włocławku, więc tak naprawdę co można było zmienić? Kształtowanie się drużyny to długi i powolny proces i choć owszem, trener pokazał nam parę swoich rozwiązań taktycznych, o jakiejś nowej taktyce mowy być nie mogło. Raczej oparliśmy się już na tym co znamy.

Mimo zmiany trenera i walki przez czterdzieści minut, przegraliście. Dlaczego?

- Wiedzieliśmy, że czeka nas trudna przeprawa i pokazała to już pierwsza odsłona. Najpierw goście zdobyli kilka punktów, ale potem my zaczęliśmy grać swoją koszykówkę i było lepiej. Generalnie, gdy przyspieszaliśmy i szukaliśmy się nawzajem na parkiecie, wówczas punktowaliśmy. Gdy zaczynaliśmy rzucać na siłę z dystansu, pojawiały się problemy. A przegraliśmy dlatego, że mieliśmy wielki problem ze skutecznością w tym meczu. Spudłowaliśmy bardzo dużo prób z czystych, otwartych pozycji.

Wy pudłowaliście, zaś w końcówce Anwil...

- No właśnie. Gospodarze dwukrotnie trafili za trzy i to z bardzo trudnych pozycji. To nie były łatwe rzuty, ale jednak koszykarz, którego kryłem (Andrzej Pluta - przyp. M.F.) potrafił wykorzystać te kilkadziesiąt centymetrów przestrzeni. I choć oczywiście przegraliśmy jako drużyna, duża część winy spada na mnie, bo to ja pilnowałem tego zawodnika. Może wina to za duże słowo, ale na pewno muszą wziąć za to odpowiedzialność.

Chyba jednak stwierdzenie, że Turów przegrał przez Williego Deane’a byłoby nadinterpretacją...

- Tak, jak już powiedziałem. Przegrała cała drużyna, ale to ja popełniłem błędy w końcówce meczu, więc muszę wziąć odpowiedzialność za to co się stało.

Byłoby wam łatwiej rozegrać tą końcówkę meczu, gdyby na parkiecie był Michael Wright?

- Nie wiem, to teraz takie gdybanie. Michael to wielkiej klasy zawodnik, który niejednokrotnie podczas tego meczu udowadniał, że wie jak musi się ustawić i co musi zrobić by zespół skutecznie rozegrał akcję. Dlatego też często korzystaliśmy z jego umiejętności w ataku, a gdy go zabrakło, staraliśmy się przerzucić akcent na obwód. Niestety nasza skuteczność przeciwko Anwilowi była po prostu słaba, o czym już mówiłem, więc nie mogliśmy wygrać tego meczu.

Poprzez tą nieskuteczność na marne poszła cała praca wykonana na tablicach, czyli 39 zbiórek ogółem i 11 ofensywnych.

- Rzeczywiście, zbieraliśmy dzisiaj naprawdę dobrze i to podkreślał również trener po meczu. No to jest rzeczywiście jakiś plus i z tego możemy się cieszyć, tylko, że dzisiaj to niewiele dało, tak jak powiedziałeś. 11 zbiórek w ataku oznacza tyleż ponawianych akcji, czyli tak naprawdę powinno się to zamienić na kilkanaście punktów, a tak się nie stało.

A jakby pan ocenił siebie samego. 12 punktów w meczu walki, a na dodatek po cztery zbiórki i asysty, to chyba dobry wynik? Jedynie pięć fauli może rzutować na ogólne wrażenie.

- Nie grałem dobrze z prostej przyczyny - spudłowałem trzy lub cztery rzuty z czystych pozycji, czyli ponownie nawiązujemy do skuteczności, a właściwie jej braku. No i pozwoliłem rywalowi rzucić ten feralne dwie trójki w końcówce.

Obecnie Turów ma bilans 6-5 i jeszcze dwa ciężkie mecze w tej rundzie. Co należy zrobić, żeby nie skończyć jej z ujemnym bilansem?

- Wiesz, tak naprawdę u nas w zespole wszyscy konsekwentnie spoglądamy w przyszłość, tzn. mamy nadzieję, że najlepsza forma przyjdzie w najważniejszej części sezonu, czyli na play-off. Tak zakładaliśmy od początku, jeszcze ze starym trenerem, w ten sposób ten zespół był budowany i w obecnej sytuacji nie pozostaje nam nic innego, jak tylko dać sobie trochę czasu, ciężko trenować i czekać na efekty.

Komentarze (0)