Pierwsza połowa środowego meczu w toruńskiej Arenie należał do Divine'a Mylesa. Swoje dobre fragmenty przed zejściem do szatni miało kilku z liderów gospodarzy, jednak to właśnie reprezentant Kosowa szalał w ataku, trafiając niesamowite rzuty i wbijając się pod kosz z olbrzymią szybkością. Ale Anwil też miał dobrą połowę. To za sprawą reprezentantów Polski.
Wobec nieobecności w tym starciu kontuzjowanego Kamila Łączyńskiego, to właśnie Michał Michalak i Luke Petrasek brali na siebie ciężar gry, prowadząc gości w ofensywie. Drugą kwartę celną trójkę zakończył Myles i to Arriva Polski Cukier prowadził jednak po 20 minutach gry.
ZOBACZ WIDEO: Anita Włodarczyk zaskoczyła internautów. Takiego ćwiczenia nie widzieli
Po powrocie z szatni zawodnicy Selcuka Ernaka zabrali się ostro do pracy i trafili dwa razy za trzy. Ale torunianie odpowiedzieli tym samym. Na wzór trzeciego spotkania w tej serii, swoje klepki na dystansie odnalazł Barret Benson. Środkowy gospodarzy znów zaczął wykorzystywać swoją nieoczywistą wcześniej broń.
Gdy więc już wydawało się, że Anwil zacznie kontrolować mecz, ponownie rzuty dystansowe okazały się najmocniejszą stroną w ataku koszykarzy Srdjana Suboticia. Ważną akcję w pościgu za miejscowymi wykonał PJ Pipes, po którego celnym trafieniu zza łuku było już tylko 72:71. To był sygnał dla Anwilu, który zdołał jeszcze w trzeciej kwarcie wyjść na prowadzenie 75:72.
I to był początek końca Arriva Polskiego Cukru. Bo Anwil cały czas był w dobrym rytmie zarówno ofensywnym, jak i defensywnym, co sprawiło, że gospodarzom coraz trudniej było znaleźć dogodne pozycje w ataku. Torunianie sami zresztą nie podejmowali dobrych decyzji, czym wydatnie ułatwiali grę włocławianom.
W połowie czwartej kwarty, gdy dziesiątą z rzędu trójkę spudłowali torunianie (konkretnie Myles), było po wszystkim. Tym bardziej, że po drugiej stronie spod kosza trafił Petrasek i było 75:85. Od stanu, gdy miejscowi prowadzili jeszcze 72:66, włocławianie wygrali kolejny fragment gry aż 19:3.
Mecz całkowicie zamknął natomiast Justin Turner, po którego trójce było 75:88. Do końca meczu pozostawały wówczas dwie minuty i 48 sekund, a przy tak grającym Anwilu, torunianie nie mieli już szans i sił, by odwrócić losy rywalizacji.
Arriva Polski Cukier - by dostać się do play-offów - musiał przecież przedrzeć się przez fazę play-in, pokonując w niej najpierw Dziki Warszawa, a następnie WKS Śląsk Wrocław. Było to więc już siódme spotkanie torunian w zaledwie piętnaście dni.
Ekipie z grodu Kopernika należą się i tak słowa uznania za końcówkę sezonu i zwłaszcza za świetny mecz nr 3 w serii z Anwilem. A włocławianie po prostu zrobili swoje. Byli faworytem tej pary i stanęli na wysokości zadania, bardzo dobrze reagując po nieudanym poprzednim starciu.
Arriva Polski Cukier Toruń - Anwil Włocławek 81:98 (25:23, 26:26, 21:26, 9:23)
Arriva Polski Cukier: Divine Myles 25 (10 zb.), Barret Benson 12, Viktor Gaddefors 11, Michael Ertel 10, Grzegorz Kamiński 10, Abdul Malik Abu 7, Dominik Wilczek 4, Hubert Lipiński 2, Bartosz Diduszko 0, Ignacy Grochowski 0, Hubert Prokopowicz 0, Paweł Sowiński 0.
Anwil: Michał Michalak 25, Luke Petrasek 20, DJ Funderburk 14, PJ Pipes 13, Luke Nelson 9, Nick Ongenda 6, Justin Turner 5, Bartosz Łazarski 2, Krzysztof Sulima 0.
stan rywalizacji: 3-1 dla Anwilu Włocławek