To były najpiękniejsze chwile w mojej karierze - rozmowa z Jakubem Dryjańskim, zawodnikiem Sokołowa Znicza Jarosław

Koszykarze Sokołowa Znicza Jarosław dokonali sztuki, która w ostatnich latach nie udawała się wielu drużynom. Podopieczni Stanisława Gierczaka po spadku z Dominet Bank Ekstraligi nie musieli długo czekać, aby znowu zapewnić sobie grę w tej lidze. Jarosławianom wystarczył bowiem jeden sezon na powrót na salony polskiej koszykówki.

Marcin Jeż: W dwóch pierwszych meczach półfinałowych przeciwko Stali Stalowa Wola obserwował pan wydarzenia na parkiecie jedynie z ławki. Jak pan się czuł ze świadomością tego, że w tak ważnych spotkaniach nie mógł pan pomóc swoim kolegom z drużyny?

Jakub Dryjański: - Ciężko było mi pogodzić się z tą myślą, bo chciałem oczywiście dołożyć swoje trzy grosze do wygranej. Jednak zdrowie nie pozwalało mi na występy, dlatego też nie chciałem ryzykować. Wiedziałem, że są jeszcze dalsze mecze w półfinale i finale, także chciałem się oszczędzać.

Czy po tej kontuzji, przez którą nie zagrał pan w kilku meczach ze Stalą nie ma już żadnego śladu?

- W zasadzie w spotkaniach w całej rundzie play-off grałem z kontuzją. To była moja decyzja, wziąłem to na swoją odpowiedzialność. Chciałem po prostu grać. Cały czas mnie boli kostka, mam opuchliznę. Miałem robione bardzo poważne testy, ale jakoś dałem radę.

O awansie do ekstraklasy zadecydowało dopiero piąte spotkanie. Taka sama sytuacja miała miejsce w rywalizacji z Politechniką Poznań o wejście do półfinałów. Na pewno runda play-off ekipę Znicza Jarosław kosztowała sporo nerwów...

- Tak, zgadzam się z tym. W play-offach graliśmy maksymalną ilość meczów (łącznie 10 spotkań - przyp. red.), zarówno w pierwszej rundzie, jak i drugiej. Także dało to się odczuć, szczególnie w piątym meczu ze Stalówką, kiedy oba zespoły naprawdę ciężko poruszały się po parkiecie. Ale na szczęście jakoś wytrzymaliśmy trud sezonu, czyli te 40 potyczek. Z tego się bardzo cieszymy.

Wywalczenie awansu przy swojej ponad dwutysięcznej publiczności na pewno jest czymś wyjątkowym. Te chwile zapewne będzie mógł pan zaliczyć do najpiękniejszych w swojej karierze...

- Tak, oczywiście. Takich meczów się nie zapomina. Ja cały czas mam w pamięci te spotkanie, w którym zapewniliśmy sobie awans. W tym meczu grałem z kontuzją, było mi ciężko, ale w takich potyczkach naprawdę ciężko jest odmówić gry, tym bardziej, że mieliśmy także inne problemy kadrowe. Było nas niewielu (8 zawodników - przyp. red.), ale zwyciężyliśmy. Nie ukrywam, że mam niesamowite wrażenia z tego meczu. Ponad dwa tysiące ludzi stworzyło świetną atmosferę. To były najpiękniejsze chwile w mojej karierze.

Czy w swojej karierze miał pan okazję grać w meczach o podobną stawkę?

- Grałem o taką stawkę, tylko, że wtedy byłem trochę młodszy. To było w Starogardzie Gdańskim, wtedy jeszcze nie znaczyłem tak dużo dla zespołu. Nie byłem podstawowym zawodnikiem. Kiedy grałem w Polpharmie również o awans graliśmy z zespołem ze Stalowej Woli. Były jeszcze inne spotkania tego typu, na przykład mecz o Mistrzostwo Polski Juniorów. Także naprawdę mile wspominam te mecze.

Jarosławianom pozostał jeszcze rywalizacja finałowa ze Sportino Inowrocław. Do tych spotkań podejdziecie ''na luzie''?

- Wydaje mi się, że raczej nie. Chcemy oczywiście wygrać pierwszą ligę. Będziemy chcieli pokazać, że zasługujemy na to, że jesteśmy najlepszą drużyną w tym sezonie. Sportino na pewno też będzie walczyło. Plan, jakim był awans już wykonaliśmy. Jak się uda, może coś wykonamy delikatnie ponad plan.

Czy jest pan zadowolony ze swojej postawy w tegorocznych rozgrywkach?

- Powiem szczerze, że nie do końca. Planowałem troszeczkę inną grę ze swojej strony, ale trochę nie wyszło. Cały czas zdawałem sobie z tego sprawę. Kiedy miałem gorsze chwile, starałem się o tym zapominać, przychodzić na trening, zaciskać zęby i robić tylko swoje. Cieszę się, że mogłem przynajmniej w postaci jednego grosika, jak to się mówi, pomóc drużynie w awansie. I to mnie najbardziej cieszy, że wykonaliśmy plan. Tym, którzy przed samymi rozgrywkami nas skreślali, pokazaliśmy, że stać nas na dużo.

Chciałby pan pozostać w drużynie Znicza na kolejny sezon?

- W tej chwili jest to ciężkie pytanie. Wiadomo jakie są realia w polskiej ekstraklasie. Na chwilę obecną jestem zawodnikiem młodym, może nie najmłodszym, ale chciałbym jeszcze pograć. Chciałbym grać dalej w Jarosławiu, ale za bardzo nie nastawiam się na to. W zasadzie mógłbym w następnym sezonie grać w zespole, który będzie walczył o awans do ekstraklasy. Wydaje mi się, że nie będzie z tym problemu.

Także bardziej nastawia się pan na grę w pierwszej lidze?

- Raczej tak. Ja chcę cały czas grać, a jak to się mówi, nikt nie chce siedzieć na ławce. Nikt nie chce też być tylko człowiekiem od treningu. Mam nadzieję, że przyjdzie jeszcze na mnie czas.

Źródło artykułu: