NBA: Przedsmak wielkiego finału? Cavs znów lepsi od Lakers

Kto wie czy Cleveland Cavaliers i Los Angeles Lakers nie spotkają się w wielkim finale NBA w czerwcu tego roku. Póki co, w sezonie zasadniczym dwukrotnie lepsi okazywali się Kawalerzyści. W czwartek pokonali obrońców tytułu 93:87, a LeBron James zdobył 37 punktów.

25 grudnia Kawaleria rozprawiła się z Jeziorowcami w Staples Center, a bohaterem tamtych wydarzeń był Mo Williams. Tym razem zabrakło go w składzie gospodarzy, którzy i tak poradzili sobie z mistrzami ligi, choć jeszcze na minutę przed końcem był remis 87:87. Najważniejszą akcję meczu przeprowadził nie kto inny jak LeBron James, który w całym meczu uzbierał 37 punktów, dziewięć asyst i pięć zbiórek. Nic więc dziwnego, że wygrana nad Lakers smakowała liderowi Cavs wyjątkowo dobrze. - Dla takich chwil warto żyć - mówił tuż po meczu.

Szansę na doprowadzenie do dogrywki zmarnował Pau Gasol. Hiszpański center chybił oba rzuty wolne na 24 sekundy przed końcową syreną! Goście w ostatnich trzech kwartach trafiali na słabej 33 proc. skuteczności, lecz mimo tego Kobe Bryant zdołał uzbierać 31 oczek i osiągnąć barierę 25 tysięcy punktów jako najmłodszy zawodnik w historii NBA. Po meczu nie był jednak zadowolony. - Musimy zmienić naszą mentalność, kiedy rywalizujemy z takimi zespołami. Drużyny te grają twardo, nieustępliwie i bardzo fizycznie, a to nie jest częścią naszego DNA. Musimy zrobić krok naprzód, przeciwstawić się temu i prezentować umiejętną koszykówkę - analizował.

Bryant nie grzeszył skutecznością tego dnia. Jedynie 11 na 25 to tylko nieco lepiej niż w pierwszym spotkaniu pomiędzy zainteresowani - 11/33. W czwartej kwarcie Czarną Mambą opiekował się Delonte West, który w starting five pojawił się za kontuzjowanego Williamsa.

Dla Cavs to 14 wygrana przed własną publicznością w 15 ostatnich meczach. Co ciekawe, podopieczni Mike’a Browna zwyciężyli 15 z 20 pojedynków przeciwko rywalom z Konferencji Zachodniej. W starciach z Jeziorowcami są na plusie, więc przy ewentualnym awansie do wielkiego finału to oni będą mieli przewagę własnego parkietu. Ale czy do tego dojdzie?

Powodów do zadowolenia nie miała także druga ekipa z Miasta Aniołów - Clippers, choć do tego można się już przyzwyczaić. Ich ósma kolejna porażka na wyjeździe zbiegła się z szóstym kolejnym triumfem Denver Nuggets przed własną publicznością. Oba zespoły walczą w tym sezonie o zupełnie inne cele, więc wynik z Pepsi Center nie jest dla nikogo żadnym zaskoczeniem.

Przez dwie kwarty goście dzielnie stawiali czoła rywalowi, ale o wszystkim zadecydowała trzecia odsłona. W niej Denver zdobyli 34 punkty, dokładnie dwa razy więcej od Clipps. 13 oczek w tej części gry zdobył Chauncey Billups, który zakończył zawody z 20 oczkami. 28 i 10 zbiórek dołożył także Carmelo Anthony. Obecny bilans Nuggets we własnej hali 19-3 jest drugim najlepszym w całej lidze.

Cleveland Cavaliers - Los Angeles Lakers 93:87 (18:27, 26:19, 23:19, 26:22)

(L. James 37, S. O’Neal 13, J.J. Hickson 11 (14 zb) - K. Bryant 31, P. Gasol 13, L. Odom 10 (10 zb))

Denver Nuggets - Los Angeles Clippers 105:85 (24:24, 23:24, 34:17, 24:20)

(C. Anthony 28 (10 zb), C. Billups 20, K. Martin 13 (14 zb) - C. Smith 21, C. Kaman 18, R. Davis 9)

Źródło artykułu: