Echa meczu Stal - Trefl: Zdecydował ostatni rzut

Stal Stalowa Wola początek rundy rewanżowej ma identyczny jak start w rozgrywkach. Z pięciu potyczek wygrała zaledwie jedną. W sobotę w pojedynku z Treflem Sopot do zwycięstwa zabrakło niewiele. Gdyby Jarryd Loyd zdecydował się na inne rozwiązanie ostatniej akcji, to być może Stalowcy cieszyliby się z wygranej.

Główną bronią Stali Stalowa Wola są rzuty z dystansu. W sobotnich zawodach rzuty za trzy punkty wyjątkowo słabo wykonywane były przez zielono-czarnych. W całym meczu Stalowcy trafili tylko 5 razy na 29 prób. Ten fatalny wynik w głównej mierze zadecydował o porażce Stalówki. - Celne rzuty wykonuje się z czystych pozycji. My ich nie mieliśmy za dużo. Większość rzutów była pod presją, goście bardzo dobre bronili i nie pozwalali nam oddawać ich z łatwych pozycji. Nie chciało wpadać zarówno Markowi Miszczukowi jak i Michałowi Wołoszynowi. Tak to jest w baskecie, że nie zawsze gra się na 40 czy 50 proc. skuteczności w rzutach za trzy punkty. Nam zabrakło w tych zawodach dwóch celnych trójek. Gdyby one wpadły, to wydaje mi się, że moglibyśmy wygrać tą potyczkę - stwierdził po konfrontacji opiekun Stali Bogdan Pamuła.

Na pół minuty przed końcową syreną gospodarze przegrywali różnicą dwóch oczek i mieli piłkę. Rozgrywający zielono-czarnych Jarryd Loyd nie zakończył akcji celnym rzutem i stało się to, czego obawiali się kibice. Jak się później okazało, nie tak miała wyglądać gra Stali w ostatnich sekundach meczu. - Loyd ma nie tyle co kończyć akcję, ale pokierować nią. To nie ma znaczenie czy on kończy, czy ktoś inny. W tej akurat sytuacji w końcówce meczu miał dwie opcje do wyboru. Wybrał akurat wyjście trzecie, czyli sam skończył akcję. Tak to już jest w trakcie pojedynku, że zawodnik sam coś wymyśli. Na parkiecie to on podejmuje decyzję. Nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć. To nie jest jakiś wyjątkowy przypadek. Wszędzie takie sytuacje się zdarzają - dodaje szkoleniowiec beniaminka z Podkarpacia.

W sobotnich zawodach z Treflem Sopot kontuzji nabawił się świetnie spisujący się w spotkaniu Tomasz Andrzejewski. Po jednym ze starć z rywalem środkowy Stalówki rozciął wargę. Nadal z urazem ręki zmaga się Jacek Jarecki, a dopiero do formy po kontuzji dochodzi Rafał Partyka. Andrzejewski jest więc kolejnym koszykarzem ekipy z hutniczego miasta, który może nie być w pełni gotowy do gry w następnym pojedynku ligowym. - Jarecki ma jeszcze 2 tygodnie rękę w gipsie. Tomek ma rozciętą wargę. Trzeba będzie ją zszyć i mam nadzieję, że na kolejne zawody będzie gotowy. To gracz z charakterem i wiem, że będzie chciał wrócić - zakończył Bogdan Pamuła.

Komentarze (0)