NBA: Magic zaczarowali Celtics. Połowa Gortata

Podopieczni Stana Van Gundy'ego wyszli z nie lada opresji. Świetna trzecia kwarta w ich wykonaniu pomogła pokonać Boston Celtics i wyprzedzić ich w Konferencji Wschodniej. Z dobrej strony pokazał się Marcin Gortat.

Łukasz Brylski
Łukasz Brylski

Duet Chris Bosh - Andrea Bargnani był nie do zatrzymania dla defensorów Sacramento Kings. Pierwszy z graczy Raps rzucił 36, a drugi dołożył 22 punkty.

Dla kanadyjskiej ekipy było to szesnaste spotkanie z rzędu, w którym przekroczyli "setkę".

Kalifornijczycy po problemach w pierwszej kwarcie zabrali się do pracy. Zniwelowali straty, a na początku ostatniej odsłony udało im się nawet odskoczyć na siedem oczek (91-84). Wszystko to zasługa dwóch udanych akcji Seana May'a. Kings nie byli jednak w stanie utrzymać swojego rytmu gry.

Z problemów gości pożytek zrobili Raptors, którzy zanotowali run 8-0 i znaleźli się na prowadzeniu 92-91. Przez kilka następnych minut toczyła się wyrównana walka. Toronto od stanu remisowego po 96 zaczęło uciekać Królom.

Po trójce Bargnaniego na 100 sekund przed zakończeniem starcia miejscowi mieli o dwanaście punktów więcej (112-100) od Sacramento i było pewne, że nikt, ani nic nie odbierze im siódmego zwycięstwa z rzędu we własnej hali.

W szeregach Kings, którzy przegrali po raz 22 w sezonie najskuteczniejszy (24pkt) był Kevin Martin.

Hitem tej serii spotkań w NBA był pojedynek Boston Celtics i Orlando Magic. W konfrontacji zespołów mających mistrzowskie aspiracje lepsi okazali się koszykarze z Florydy.

Pierwsze dwie kwarty nie wskazywały na zwycięstwo ekipy Stana Van Gundy'ego. Celtics napędzani przez Rajona Rondo (9as) nie pozwalali rozwinąć skrzydeł przeciwnikowi, który ewidentnie się gubił. Jameer Nelson grał samolubnie, a Dwight Howard szybko złapał dwa faule i musiał usiąść na ławce. W jego miejsce pojawił się Marcin Gortat. Łodzianin był jasnym punktem swojego zespołu. Szczególnie w defensywie, gdzie zbierał, blokował i utrudniał życie Celtom. W ataku niezbyt często otrzymywał podania od kolegów.

Orlando zdołało się nawet wysforować na prowadzenie, ale gospodarze szybko przejęli inicjatywę. Dobrą passę zapoczątkował Rasheed Wallace, który popisał się celną trójką. Momentami Boston ogrywał rywali jak dzieci. Na przerwę gospodarze schodzili mając o 11 punktów więcej.

W szatni Orlando musiało być bardzo gorąco, ponieważ w trzeciej kwarcie Magic prezentowali się zgoła odmiennie. Wreszcie przebudził się Howard, który zaczął trafiać. W sukurs przyszli mu pozostali koledzy. Celtics musieli być zaskoczeni takim obrotem spraw, ponieważ kompletnie stanęli i pozwolili swoim rywalom na wiele. Efekt? Orlando zakończyło kwartę runem 30-5 i było bliższe końcowego sukcesu.

Doc Rivers próbował przeróżnych rozwiązań, aby zmotywować swój zespół do walki. Ta sztuka mu się udała, ponieważ będący w trudnej sytuacji C's rzucili się w pogoń. Na 43 sekundy przed końcem po wolnych Kevina Garnetta zbliżyli się na 89-94. Nadzieję na zwycięstwo wybił z głów gospodarzy Rashard Lewis, który w ostatniej sekundzie akcji Orlando umieścił piłkę w koszu.

Gortat w sumie zagrał 16 minut. Zdobył dwa punkty (1/4 z gry), miał pięć zbiórek, dwa bloki i tyle samo przewinień.

Toronto Raptors - Sacramento Kings 115-104 (31-24, 31-35, 22-28, 31-17)

(Bosh 36 (11zb), Bargnani 22 (8zb), Turkoglu 16, Wright 16 - Martin 24 (7zb), Hawes 14 (11zb), Greene 13)

Boston Celtics - Orlando Magic 89-96 (24-23, 27-17, 11-36, 27-20)

(Rondo 17 (9as, 8zb), Allen 14, Pierce 13, Garnett 13 (9zb) - Carter 20, Howard 16 (13zb), Nelson 15)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×