Kiedy Znicz Jarosław pokonał u siebie Polonię Azbud Warszawa w drugim meczu tej rywalizacji pre play-off stało się jasne, że do wyłonienia szczęśliwca, który awansuje do ćwierćfinału, będzie potrzebne trzecie spotkanie w stolicy Polski. - Bardzo chcieliśmy uniknąć powrotu do naszej hali i liczyliśmy, że uda nam się zakończy to wszystko w dwóch pojedynkach. Jarosławianie postawili jednak bardzo trudne warunki gry - tłumaczy szkoleniowiec Wojciech Kamiński.
Przed rozpoczęciem piątkowego pojedynku trudno było jednoznacznie wskazać faworyta. Presja w meczu o wszystko jednym zawodnikom krępuje ręce, innym podnosi adrenalinę i pozwala rozgrywać fantastycznie zawody. Po pierwszych minutach można było wysnuć teorię, iż stawka meczu z koszykarzami Polonii Azbud uczyniła to pierwsze. - Początek był bardzo słaby, wręcz koszmarny. Rozpoczęliśmy od stanu 0-13, ale chyba przyzwyczailiśmy już do tego naszych kibiców, że często nie gramy tego, co powinniśmy w pierwszej kwarcie - zdradza trener warszawskiej ekipy.
W kolejnych minutach miejscowi otrząsnęli się z marazmu, punktować zaczął superstrzelec Eddie Miller, ale pierwsza kwarta zakończyła się prowadzeniem przyjezdnych z Jarosławia. To było jednak praktycznie wszystko co podopieczni Dariusza Szczubiała dokonali tego wieczora. Kolejne dwie odsłony przegrali bowiem różnicą aż dwudziestu oczek i po trzydziestu minutach tracili do gospodarzy trzynaście punktów, 65:52. - W pewnym momencie meczu udało nam się dogonić przeciwnika i wyjść na prowadzenie, co ostatecznie przełożyło się na zwycięstwo. Nie było to jednak tak łatwe, jak pokazują statystyki - kontynuuje swoją wypowiedź Kamiński, dodając - Zresztą, w ogóle bardo ciężko gra się trzy mecze co dwa dni. Kompletnie nie można przewidzieć jak zmęczenie wpłynie na zespół.
Trener Polonii zauważa przy okazji, iż wygrana rywalizacja jego zespołu nad Zniczem Jarosław i zakwalifikowanie się do ćwierćfinału PLK to największy sukces klubu od pięciu lat. W sezonie 2004/2005 warszawiacy wywalczyli brązowy medal mistrzostw Polski, lecz następne lata to okres marazmu i trudnej walki o utrzymanie. - Chciałbym zauważyć, że jest to pierwszy od pięciu sezonów awans Polonii Warszawa do play-off. Różnie układały się dla nas poprzednie lata, zawsze czegoś brakowało, tak jak rok temu odpadliśmy właśnie w pre play-off ze Stalą Ostrów, ale teraz to już nie ważne. Możemy się cieszyć z obecnego sukcesu - dodaje 36-latek.
Przy okazji konfrontacji ze ekipą z Jarosławia, opiekun "Polonistów" docenia postawę rywala. - Gratuluję dobrych meczów. Uważam Znicz za objawienie i największą niespodziankę rozgrywek. Gdyby nie pewne zawirowania w klubie to na pewno byliby czarnym koniem całych rozgrywek. Rzeczywiście, Znicz przez długi czas utrzymywał się w czubie tabeli, po sześciu kolejkach legitymując się nawet bilansem 5-1, zaś na półmetku sezonu zasadniczego nadal był w górnej połowie tabeli - 8-5. Dopiero runda rewanżowa ujawniła pewne problemy zespołu trenera Szczubiała, na które nałożyły się kłopoty pozasportowe. Mimo to, 10. miejsce jarosławian to największy sukces klubu. Tyle tylko, że to Polonia gra dalej...