Para sopocko - zgorzelecka jawiła się przed tymi play-off jako najciekawsza ze wszystkim. Wszystko dlatego, że dzielny beniaminek spisywał się bardzo dobrze, podczas gdy wicemistrz Polski zawodził i to mogło wskazywać, że emocji w tym ćwierćfinale nie zabraknie. I ten kto tak myślał nie pomylił się w ogóle. Trefl zaczął z wysokiego C, prowadząc na początku już 6:0. To jednak nie był koniec świetnego początku sopocian, którzy prowadzeni przez parę Lawrence Kinnard - Cliff Hawkins wygrywali już 12:2, a jedyne punkty zgorzelczanie zdobyli z linii rzutów wolnych.
Turów w końcu obudził się i zaczął aktywniej grać w ataku, ale nijak przekładało się to na wynik. Trefl w dalszym ciągu nadawał tempo grze, co w konsekwencji dawało im blisko 10 punktów przewagi. I właśnie podobną różnicą zakończyła się pierwsza kwarta. Punkty zdobył Gintaras Kadziulis, a jego zespół wygrywał 23:14. W tym momencie kibice zaczęli wietrzyć niespodziankę, bowiem wicemistrz Polski grał słabo, a przewagę gospodarzy widać było gołym okiem.
Przerwa między pierwszą, a drugą kwartą niewiele dała trenerowi Andrejowi Urlepowi, bowiem jego koszykarze ani przez chwilę nie grali lepiej, niż w pierwszej kwarcie. Lepiej grał za to Trefl, który prezentował się tak, jakby jego dziewięć punktów przewagi było za mało i za wszelką cenę chciał zbudować większą zaliczkę. I to sopocianom się udało. Kilka celnych rzutów za trzy, m.in. Kinnarda, który tego dnia był wszędzie i gospodarze prowadzili już 35:20, a chwilę później już 42:22.
Mimo bardzo dobrych zawodników podkoszowych Turów nie radził sobie z miejscowym zespołem pod obiema tablicami. Tradycyjnie dwoił się i troił Michael Wright, który w całym meczu zebrał osiem piłek, ale po przeciwnej stronie szalał Saulius Kuzminskas. Litwin zapisał na swoim koncie o pięć zebranych piłek więcej, a cała drużyna Trefla zanotowała 39 zbiórek, podczas gdy wicemistrzowie Polski, 32.
Po przerwie Turów rzucił się do odrabiania strat. Te nie były już tak okazałe jak w drugiej kwarcie, kiedy to ekipa znad morza prowadziła już 20 punktami, ale utrzymywały się powyżej 10 oczek. Najwięcej do gry przyjezdnych wnosił wspomniany wcześniej Wright. Amerykański podkoszowy, który przez wielu uznany został za MVP sezonu zasadniczego zdobył w całym meczu 20 punktów, ale i on nie ustrzegł się błędów. Trafił siedem z 16 oddanych rzutów z gry.
Dzielnie trzymający się Trefl nie odpuścił i swoją przewagę utrzymywał także w ostatniej kwarcie. Jeszcze cztery minuty przed końcem sopocianie prowadzili różnicą 15 punktów i było wiadomym, że Turów już tego nie odrobi. Ostatecznie beniaminek Tauron Basket Ligi, Trefl Sopot pokonuje w pierwszym meczu ćwierćfinału play-off, PGE Turów Zgorzelec 79:63 i prowadzi w serii do trzech zwycięstw 1:0.
Najwięcej punktów dla gospodarzy zdobył Lawrence Kinnard. Amerykański skrzydłowy trafił wszystkie oddane rzuty za dwa (6/6) i trzy z czterech prób za trzy. Dołożył do tego także pięć zbiórek i trzy bloki.
Trefl Sopot - PGE Turów Zgorzelec 79:63 (23:14, 21:15, 20:20, 15:14)
Trefl: Lewrance Kinnard 24, Cliff Hawkins 17, Saulius Kuzminskas 13, Marcin Stefański 6, Iwo Kitzinger 6, Gintaras Kadziulis 5, Giorgi Cincadze 3, Michał Hlebowicki 3, Paweł Kowalczuk 2, Marcin Makander 0, Łukasz Ratajczak 0, Paweł Malesa 0.
PGE Turów: Michael Wright 20, Michał Chyliński 10, Justin Gray 9, Brandon Wallace 9, Krzysztof Roszyk 6, Konrad Wysocki 5, Chris Johnson 2, Nejc Glavas 2, Jarryd Loyd 0, Adam Wójcik 0.