Katarzyna Dziergowska: W listopadzie nabawił się Pan kontuzji mięśnia. Mówiono, że rehabilitacja potrwa niedługo i już w lutym powróci Pan na parkiet 1. ligi. Czemu więc nie zobaczyliśmy Pana do końca sezonu?
Michał Marciniak: - Na jednym z treningu zerwałem przyczep udowego wiązadła pobocznego piszczelowego. Na USG wyszło, że jest naderwane, później zrobiłem rezonans i wyszło, że jednak jest zerwane. Miałem wrócić szybko na boisko, ale dużo czasu straciłem na lekarzach, każdy mi mówił co innego. Dziś jest już nieźle. Czasem, jak mocniej dotknę, wewnątrz kolana odczuwam ból, ale ogólnie jest ok, cały czas przechodzę rehabilitację.
Czy na początku sezonu przypuszczaliście, że jesteście w stanie zajść tak wysoko i w końcu awansować do ekstraklasy?
- Na początku sezonu nikt głośno nie mówił o awansie, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że mamy silny zespół i jest szansa na wejście do ekstraklasy. Już w tamtym roku była na to duża szansa. Ale niestety w najważniejszych meczach play off dopadły nas kontuzje. W tym sezonie trener Zbigniew Pyszniak stworzył na prawdę bardzo silny zespół na każdej pozycji i udało się wywalczyć upragniony awans.
Zagrał Pan w pierwszych ośmiu meczach sezonu z bardzo dobrym bilansem. Jak Pan zareagował, kiedy dowiedział się, że kontuzja wyeliminuje Pana z gry na tak długo. Na pewno bardzo chciał Pan pomóc kolegom w drodze do awansu. Wspierał ich Pan duchowo i mocno dopingował?
- Dobrze grało mi się w tym sezonie, choć zawsze mogło być lepiej. Na początku byłem podłamany tą kontuzją, ale poddałem się zabiegowi, cały czas przechodzę rehabilitację i jest ok. Drużynę dopingowałem z całych sił w każdym meczu.
Parę słów na temat transferów w trakcie sezonu. Piotr Ucinek miał Pana zastąpić, jednak nie zdołał zaprezentować kibicom 100% swoich umiejętności. Z kolei wypożyczony z Anwilu Włocławek, Wojciech Barycz uważany jest za transfer roku Siarki. Czy zgodzi się Pan z tym?
- Zgadza się, Piotrek był sprowadzony w moje miejsce. Na pewno bardzo ciężko mu było wejść w rytm treningowo-meczowy, bo przecież około roku nigdzie nie grał. Może dostawał zbyt mało minut, by zaprezentować się na maksa. Co do Wojtka, uważam, że jego sprowadzenie było strzałem w dziesiątkę. Bardzo dużo dobrego wniósł do gry naszego zespołu.
Jeśli chodzi o decydujące spotkanie nr 3 z Dąbrową Górniczą, jak Pan myśli, co zadecydowało o zwycięstwie w tej niezwykle wyrównanej rywalizacji? Przyzna Pan, że jak sędziowie podyktowali snajperowi zza linii 6,25 m - Bartoszowi Krupie piąte przewinienie w hali zrobiło się bardzo gorąco.
- Po zejściu Bartka było ciężko, ale wierzyłem, że drużyna da radę! Uważam, że mecz wygraliśmy przede wszystkim obroną. Każdy dał z siebie wszystko i udało się utrzymać korzystny wynik już do końca tego spotkania i mamy awans!
Jak się Pan czuł, kiedy sędzia zagwizdał w tym meczu po raz ostatni, jak wszyscy kibice wybiegli na parkiet i skandowali - Ekstraklasa jest już nasza!. W końcu mógł Pan wystrzelić szampana i oblać nim kolegów. Spodziewaliście się w ogóle takiego dopingu tarnobrzeskich kibiców? W trakcie sezonu nie dawali o sobie tyle znać. Co innego teraz, na samym finiszu. Może to przede wszystkim dzięki nim wygraliście?
- W play off doping był już kapitalny. Wcześniej się z takim dopingiem nie spotkałem. Chciałbym bardzo podziękować wszystkim tarnobrzeskim kibicom. Bardzo nam pomogli w awansie. Gdy usłyszałem ostatni gwizdek poczułem ulgę i wielką radość. Chyba bardziej się stresowałem siedząc na ławce, niż grając. Super uczucie móc wystrzelić szampana z takiej okazji.
Czy uda się Siarce zwyciężyć w finale?
- Nasze szanse obstawiam 50 na 50.