Koniec sezonu dla wicemistrzów - relacja z czwartego meczu PGE Turów Zgorzelec - Trefl Sopot

Trefl Sopot powstrzymał liderów PGE Turowa i zwyciężył w czwartym meczu 75:68. Odpadnięcie zgorzelczan już w ćwierćfinale play-off to największa sensacja bieżącego sezonu.

Po triumfie w trzecim meczu 87:71 PGE Turów pozostawał w grze o półfinał play-off. Zawodnicy trenera Andreja Urlepa zdominowali wówczas sobotnie wydarzenia na parkiecie i z nadziejami oczekiwali niedzielnego spotkania. Na pomeczowej konferencji trzeciego meczu trenerzy obu zespołów nie byli zbyt wylewni, co tylko mogło zwiastować spore emocje w czwartym spotkaniu. Tych faktycznie było co nie miara. Ku zdumieniu fanów gospodarzy od początku do ataku ruszyli gracze trenera Karlisa Muiznieksa. Trefl jakby zapomniał o sobotnim niepowodzeniu i dzięki zespołowej postawie dotrzymywał kroku rywalom. Sopocianie ponadto wyciągnęli wnioski z przegranego meczu numer 3. Od kosza odciągany był Michael Wright, a naciskany Justin Gray nie potrafił trafić do kosza. Co gorsza dla Amerykanina już w pierwszej kwarcie złapał trzy faule i musiał usiąść na ławce rezerwowych. - Dziś po raz kolejny wyszło jakie problemy mamy na jedynce. Bez rozgrywającego ciężko jest grać w koszykówkę - przyznał po spotkaniu trener PGE Turowa Andrej Urlep.

PGE Turów przebudził się w drugiej kwarcie. Po rzutach z dystansu Konrada Wysockiego i Chrisa Johnsona gospodarze prowadzili 25:21. Od tego momentu do pracy wzięli się zawodnicy Trefla, którzy odrobili straty a następnie do końca meczu prowadzili. Świetnie grał Lawrence Kinnard, który podobnie jak Gintaras Kadziulis w całym meczu zdobył 19 punktów. Swoją cegiełkę do sukcesu dołożył też waleczny Marcin Stefański. - To był dla nas bardzo ciężki mecz. Mieliśmy raptem 15 godzin na odpoczynek. Drużyna pokazała jednak charakter i że chce walczyć. Graliśmy przeciw Turowowi. To był dla nas ciężki przeciwnik, ale seria okazała się dla nas zwycięska - cieszył się po spotkaniu trener Trefla Kairlis Muiznieks.

W miarę upływu czasu trener Andrej Urlep chcąc ratować sytuację szukał nowych rozwiązań. Na parkiecie pojawili się Jarryd Loyd i Alexander Rindin. Ten drugi popisał się efektownym wsadem i blokiem, ale na niewiele to się zdało. Goście cały czas bowiem utrzymywali blisko 10-punktowe prowadzenie.

W końcówce meczu aktualni jeszcze wicemistrzowie Polski postawili wszystko na jedną kartę. Po akcji 2+1 w wykonaniu Justina Graya Trefl na minutę przed końcem meczu wygrywał tylko 69:66. Na więcej zgorzelczan w tym meczu nie było już jednak stać i to sopocianie zagrają w półfinale. - Jesteśmy bardzo szczęśliwi. To była dla nas trudna seria. Teraz rozumiem jak ciężko w sezonie grało się Turowowi. Jechaliśmy do Zgorzelca bardzo długo. Turów musiał tak jeździć wszędzie. Wczorajszy mecz był dla nas trudny. Teraz zagraliśmy lepiej. Dobrze wykorzystywaliśmy rzuty wolne co świadczy o tym, że byliśmy bardzo skoncentrowani. Teraz szykujemy się na Asseco Prokom - powiedział po meczu zawodnik Trefla Paweł Kowalczuk. Na pytanie jakie szanse zespół Trefla ma w rywalizacji z Asseco Prokomem Andrej Urlep odparł. - Żadnych. Po czym dodał. - Asseco Prokom jest za silny na tą ligę.

PGE Turów Zgorzelec - Trefl Sopot 68:75 (17:19, 15:19, 15:18, 21:19)

PGE Turów: Wright 18, Wysocki 13 (3), Chyliński 11 (3), Gray 11, Walalce 8 (1), Johnson 3 (1), Rindin 2, Loyd 2, Roszyk 0, Bochno 0, Glavas 0.

Trefl: Kadziulis 19 (2), Kinnard 19 (1), Hlebowicki 12 (2), Stefański 10, Hawkins 8 (2), Kitzinger 5, Kowalczuk 2, Ratajczak 0, Cincadze 0.

Stan rywalizacji: 3:1 dla Trefla, który awansował do półfinału.

Źródło artykułu: