NBA: Magic z Gortatem nie do zatrzymania!

Orlando Magic nie przegrali w tegorocznych play off jeszcze żadnego meczu. Po odprawieniu Charlotte Bobcats 4:0, teraz zanosi się na podobny rezultat w rywalizacji z Atlantą Hawks. Magicy z Marcinem Gortatem w składzie (2 pkt i 6 zb) po raz kolejny nie dali żadnych szans Jastrzębiom, wygrywając aż 105:75. O krok od finału na Zachodzie są z kolei koszykarze Los Angeles Lakers.

Tak jednostronnej serii nie było już dawno. Wszystko wskazuje na to, że Orlando już w poniedziałek zapewnią sobie awans do finału Konferencji Wschodniej, bowiem nie widać kompletnie żadnych symptomów poprawy gry w szeregach Atlanty Hawks. 30-punktowa wygrana na parkiecie Jastrzębi to najmniejszy wymiar kary, jaki podopieczni Stana Van Gundy’ego mogli zaserwować Jastrzębiom.

Od początku dominowali tylko przyjezdni. Niezwykle skuteczny był Rashard Lewis (15 pkt w pierwszej połowie), a jego koledzy niewiele mu ustępowali. Dwight Howard jak to ma w zwyczaju, szybko złapał dwa faule i na parkiecie pojawił się Marcin Gortat. Polak mimo, że w grze przebywał krótko, pokazał się z bardzo dobrej strony. Stawiał zasłony, był aktywny w ataku i obronie. Zebrał aż sześć piłek oraz popisał się wsadem. Nic więc dziwnego, że komentatorzy amerykańskiej stacji znów w ciepłych słowach wypowiadali się o naszym rodaku.

- Wiemy dobrze, że aby wygrać, to musimy grać zespołowo. Mamy wielu strzelców i staramy się z tego korzystać - mówił po meczu Superman, który po słabym początku, także zaczął dominować. Miał 21 punktów i 16 zbiórek, choć na linii rzutów wolnych wykorzystał ledwo 9 z 18 prób.

Wśród pokonanych zawiódł Joe Johnson - 3/15 z gry! Ekipie Mike’a Woodsa brakowało charyzmy, waleczności i zaangażowania, czyli tego wszystko, co charakteryzowało Jastrzębie jeszcze rok temu. Brakowało także lidera z prawdziwego zdarzenia. - To fatalna i przykra porażka. Zawstydzające - skwitował JJ, który wraz z zespołem musieli przełknąć gorycz najgorszej porażki w domu w play off od 1980 roku.

Atlanta Hawks - Orlando Magic 75:105 (18:28, 15:24, 22:27, 20:26)

Atlanta: Jamal Crawford 22, Josh Smith 15 (11 zb), Al Horford 11, Joe Johnson 8, Mike Bibby 7, Marvin Williams 6, Jeff Teague 4, Zaza Pachulia 2, Maurice Evans 0, Randolph Morris 0.

Orlando: Rashard Lewis 22, Dwight Howard 21 (16 zb), Jameer Nelson 14, Mickael Pietrus 13, Matt Barnes 11, J.J. Redick 8, Vince Carter 7, Ryan Anderson 5, Jason Williams 2, Marcin Gortat 2.

Stan rywalizacji: 3:0 dla Orlando

Jazzmani wciąż nie potrafią otrząsnąć się z koszmaru pod tytułem Los Angeles Lakers. W sobotni wieczór mieli kapitalną okazję do pokonania mistrzów NBA, lecz z niej nie skorzystali. Wszystko za sprawą niesamowitego występu Kobe’ego Bryanta, który zdobył 35 punktów, trafiając w samej końcówce kluczową trójkę i dwa rzuty wolne. - Jestem przekonany o tym, że była to ładna koszykówka dla oka. Ważne rzuty, ważne akcje, cieszę się, że mogłem być częścią tego przedstawienia - powiedział bohater Jeziorowców.

W decydujących fragmentach nie pomylił się również Derek Fisher, którego trójka okazała się bezcenna. Ostatnia akcja mogła jednak należeć do gospodarzy. Deron Williams miał już na kolanach Rona Artesta, jednak chybił rzut zza łuku. Bohaterem mógł jeszcze zostać Wesley Matthews, lecz dość zaskakująco nie dobił łatwego rzutu kolegi. - Ta porażka boli. Ponownie byliśmy w grze i mieliśmy szanse na zwycięstwo. Niestety nie ułożyło się to wszystko po naszej myśli - smucił się Williams, autor 28 punktów i dziewięciu asyst.

W pierwszej połowie wydawało się, że Jazz sięgną w końcu po wygraną i przerwą fatalną passę w meczach z Los Angeles Lakers. Prowadzili różnicą 13 oczek, a dodatkowo po raz pierwszy mieli wsparcie od Andrieja Kirilenki. W dwóch ostatnich kwartach więcej doświadczenia pokazali jednak goście. Warto podkreślić aż 40 oczek w wykonaniu duetu Fisher-Artest, czyli zawodników, którzy w ofensywie nie brylują zbyt często.

- Rozegrał świetny mecz. Trafił kilka rzutów, w defensywie pokazał kilka dobrych zagrań. Wytrwałość w jego grze jest dla nas bardzo ważna - chwalił Fishera Phil Jackson, trener Lakers. Dla koszykarzy z Kalifornii była to dziewiąta wygrana przeciwko Jazz w ostatnich 10 spotkaniach w play off. Gospodarzom nie pomogła nawet niezawodna ręka Kyle’a Korvera, który miał 5/5 zza linii 7,24m, zdobywając w sumie 23 punkty.

Utah Jazz - Los Angeles Lakers 110:111 (22:17, 32:33, 26:32, 30:29)

Utah: Deron Williams 28 (9 as), Kyle Korver 23 (5x5 za 3), Carlos Boozer 14 (14 zb), Paul Millsap 13, C.J. Miles 11, Wesley Matthews 9, Andrei Kirilenko 8, Kyrylo Fesenko 2, Ronnie Price 2.

Los Angeles: Kobe Bryant 35, Derek Fisher 20, Ron Artest 20, Pau Gasol 14 (17 zb), Shannon Brown 9, Lamar Odom 8, Jordan Farmar 5, Andrew Bynum 0, Josh Powell 0.

Stan rywalizacji: 3:0 dla Los Angeles

->Zobacz terminarz play off<-

Komentarze (0)