Dla podopiecznych Igora Griszczuka eliminacje nie rozpoczęły się najlepiej. Wysoka porażka z Gruzją mocno skomplikowała plany awansu do Mistrzostw Europy w 2011 roku. Co było przyczyną tak kiepskiej dyspozycji naszych graczy? - Musimy sobie udowodnić, że potrafimy grać w koszykówkę. To ma być kolektyw dziesięciu zawodników, a nie zlepek indywidualności. Ostatni mecz pokazał, że mamy z tym trochę problemów. Wyciągnęliśmy już odpowiednie wnioski i powinno być lepiej - tłumaczy Dylewicz.
Mało kto wie, że były skrzydłowy Asseco Prokomu pierwsze swoje kroki w koszykarskiej karierze stawiał właśnie w Bydgoszczy. Teraz po wielu latach przerwy przyjdzie mu wreszcie wystąpić przed swoją rodzimą publicznością. - Na pewno jest mi bardzo przyjemnie wrócić do swojego miasta i zagrać przed swoimi kibicami. Ale czy będzie wesoło, o tym zadecyduje ostateczny wynik. Mam nadzieję, że moja rodzina, znajomi pojawią się na trybunach i będą nas wspierać jak pozostali fani. Nie możemy oglądać się oglądać na nikogo innego, bo tylko nasza postawa może nam zagwarantować to, że będziemy podobnie popularni jak przedstawiciele innych dyscyplin.
W przerwie letniej wychowanek Astorii po raz kolejny w swojej karierze zmienił barwy klubowe. Teraz będzie zdobywał punkty dla Trefla Sopot. Dlaczego podjął taką decyzję? - Miałem bardzo fajną propozycję od zespołu, gdzie zacząłem swoją wielką przygodę z koszykówką - podkreślił Dylewicz. - To był taki impuls, żeby wrócić do domu i do przyjaciół. Śledzę także wyniki Astorii, która awansowała do I ligi. Czy kiedyś będę znów grał dla tego zespołu? Nigdy nie wiadomo. Choć sądzę, że jeszcze przez parę lat pogram na wysokim poziomie. To na razie odległy temat - zakończył.