Amerykanie znów na tronie, gospodarze sensacją nr 1 - podsumowanie MŚ w Turcji

Reprezentacja Stanów Zjednoczonych na mistrzostwach świata nie miała sobie równych. Po wielu latach znoszenia upokorzeń Amerykanie wrócili na tron. W 2008 roku wywalczyli złoty medal Igrzysk Olimpijskich w Pekinie, w tym roku również stanęli na najwyższym stopniu podium, w efekcie nawiązali do sukcesów słynnego "Dream Teamu".

W tym artykule dowiesz się o:

Niczym "Dream Team"

Na początku lat 90-tych ubiegłego stulecia nie było mocnych na Amerykanów, wtedy właśnie narodził się "Dream Team", który w 1992 zdobył złoty medal IO, a dwa lata później został mistrzem świata. Później USA miało już ogromny problem, na największych imprezach wysyłali zwykle drugi garnitur, tracili przez to wiele na wartości, zyskiwali z kolei przeciwnicy, którzy sięgali po najwyższe laury.

Przełamanie wielkiej niemocy nastąpiło przed dwoma laty, kiedy powstał "Redeem Team", w którym zagrały największe gwiazdy ligi NBA. Wprawdzie w tym roku Amerykanie ponownie przysłali zawodników, którzy w pierwszym składzie nie znaleźliby miejsca - prócz kapitalnego Kevina Duranta - ale wielką różnicę zrobił Mike Krzyzewski. Coach K poskładał wszystkie elementy ze szwajcarską precyzją, choć błędów można było dostrzec mnóstwo, to i tak wielokrotnie USA zachwycało, znakomicie współpracowało. Udało im się - o dziwo - zatuszować brak porządnego środkowego, wywierali wielki nacisk na rywalu w obronie, mieli kapitalnego Duranta. Tak naprawdę tylko Brazylijczycy zagrozili Stanom Zjednoczonym, byli nawet o krok od końcowego sukcesu, koniec końców przegrali.

Później już właściwie nikt nie był w stanie im zagrozić, wielu próbowało, wszyscy byli skazani na porażkę, była to walka z wiatrakami, USA było zdecydowanie poza zasięgiem wszystkich, zwłaszcza kiedy wiatr w żagle złapał znakomity Durant. Młody lecz szalenie utalentowany koszykarz w najważniejszym momencie zagrał koncertowo, w ostatnich spotkaniach przekraczał barierę 30 punktów.

Gospodarze sensacją nr 1

Turcy nigdy wcześniej nie wywalczyli medalu na mistrzostwach świata, ostatnio kilkakrotnie próbowali się przedrzeć do europejskiej elity, lecz bezskutecznie. Występ przed własną publicznością dodał jednak skrzydeł drużynie Bogdana Tanjevicia. W dodatku gospodarze zagrali w bardzo silnym składzie, znaleźli się w nim Hedo Turkoglu i Ersan Ilyasova. Obaj byli liderami, obaj nie zawiedli, spisali się przyzwoicie, wyróżnieni zostali także w pierwszej i drugiej piątce MŚ według portalu SportoweFakty.pl.

Turcja przez fazę grupową przeszła niczym burza, nokautując rywali, zachowując miano niepokonanego zespołu. Nawet w rundzie pucharowej wygrywali ze sporą łatwością, dopiero mecz z Serbią zmusił ich do ogromnego wysiłku, ale ostatecznie wyszli z tego boju zwycięsko, szczęście im sprzyjało. W finale niewiele mieli do powiedzenia, ale Amerykanie niemal wszystkich miażdżyli.

Gdyby przed turniejem gospodarzom zakładał na szyję srebrne medale, to braliby je w ciemno, bez najmniejszego zawahania, nie spoglądając na to, kto byłby ich rywalem. Teraz mały niedosyt pozostał, ale i tak drugie miejsce to ogromny sukces dla graczy Tanjevicia, którzy wreszcie znaleźli się na salonach, dobili się do ścisłej światowej czołówki.

Osłabieni Litwini zaskoczyli

Wydawać by się mogło, że bez Sarunasa Jasikeviciusa, Ramunasa Siskauskasa i Rimantasa Kaukenasa Litwinom będzie szalenie trudno osiągnąć przyzwoity wynik. Zwłaszcza, że przed rokiem zespół na mistrzostwach Europy zespół ten całkowicie rozczarował, przegrał z Polską, niczego nie zwojował. Ale wystarczył rok, aby nadbałtycki team powrócił do wielkiej formy.

Kestutis Kemzura poukładał wszystkie elementy ze szwajcarską precyzją, Litwini grali koncertowo przez długi czas, a prowadził ich niezawodny, będący w wysokiej formie Linas Kleiza. Wprawdzie kilkakrotnie zawodzili w pierwszej połowie meczu, ale zwykle w drugiej części demolowali rywala, upokarzali i pewnie przechodzili do kolejnej rundy.

Litwini zajęli ostatecznie 3. miejsce, zgarnęli więc brązowe medale, co jest ogromnym sukcesem. Podopieczni Kemzury mają co świętować, bo w porównaniu do tego, co prezentowali jeszcze przed rokiem, to jest wręcz gigantyczny postęp.

Na plus

Nowa Zelandia - jeszcze przed mistrzostwami nikt się z nimi nie liczył, mieli przegrywać z każdym i to wysoko, a tymczasem Nowa Zelandia, która przed turniejem przegrała z Grecją 49:123 (!), zdołała sprawić kilka niespodzianek, zająć 3. miejsce, zarazem awansować do fazy pucharowej. To wielki sukces tego zespołu, który wprawdzie odpadł w 1/8 finału, ale i tak miał sporo powodów do radości.

Argentyna - bez Manu Ginobiliego i Andresa Nocioniego potrafili powalczyć, choć wiele triumfów przyszło im z trudem. Argentyńczycy mieli jednak fenomenalnego Scolę, który był machiną napędową drużyny. Albicelestes wracają do domu bez medalu, bez spektakularnego wyniku, ale 5. miejsce to i tak w obliczu sporych braków niezły wynik.

Rosja - spory postęp, przyzwoity wynik. David Blatt nie miał łatwego zadania, w składzie zabrakło Kelly'ego McCarty'ego, Andrieja Kirilenki, nie było też J.R. Holdena, drużyna mocno odmłodzona, a pomimo tego udało się zajść całkiem daleko, zaprezentować się z nie najgorszej strony, powalczyć nawet z USA.

Na minus

Hiszpania - nie tego oczekiwano od obrońców tytułu, mistrzów europy sprzed roku i wicemistrzów olimpijskich. Podopieczni Sergio Scariolo zaczęli fatalnie, bo przegrali aż dwa spotkania w grupie. Pomimo tego i tak wielu sądziło, że Hiszpanie dotrą do finału. Nie udało się, bo w ćwierćfinale natrafili na walecznych Serbów, którzy wygrali po fantastycznym starciu. Dla Scariolo i jego zawodników to wielka klęska, choć małym usprawiedliwieniem jest brak lidera Pau'a Gasola.

Grecja - wicemistrzowie świata błyszczeli formą przed turniejem nad Bosforem, lecz kiedy przyszedł prawdziwy sprawdzian ich dyspozycji, umiejętności nie zachwycili. Podopieczni Jonasa Kazlauskasa już w 1/8 finału natrafili na silnego przeciwnika Hiszpanów, lecz z tego boju nie wyszli zwycięsko. Ostatecznie wielka Grecja, która od lat znajdowała się w czołówce wylądowała dopiero na 11. miejscu.

Niemcy - rozczarowali na czempionacie w Turcji całkowicie. W zespole zabrakło Dirka Nowitzkiego, ale to w żadnym stopniu nie tłumaczy tak fatalnej postawy na mistrzostwach świata. Koszykarze Dirka Bauermanna przegrali nawet z Angolą, choć potrafili powalczyć i z Argentyną, i z Serbią.

Źródło artykułu: