Kapitan gorzowianek Justyna Żurowska znana jest na polskich i europejskich parkietach z wielkiej nieustępliwości, ambicji i zaangażowania w poczynania swojej drużyny. W meczach reprezentacji przed sezonem 2010/2011 była jedną z najlepszych, żeby nie powiedzieć, że najlepszą koszykarką naszej kadry.
Żurowska po zdobyciu z Gorzowem srebrnego medalu dostała kilka interesujących ofert z innych klubów i była bliska zmiany barw. Ostatecznie została jednak przekonana do pozostania w zespole Dariusza Maciejewskiego na jeszcze jeden sezon. Powodów takiej decyzji mogło kilka, w tym praca z selekcjonerem kadry narodowej przed zbliżającymi się mistrzostwami Europy oraz obietnica gry o jeszcze wyższe cele z jeszcze lepszymi zawodniczkami.
Gorzów zatrudnił między innymi doskonałą Jelenę Leuczankę - gwiazdę światowego formatu, która miała pomóc akademiczkom w grze w Eurolidze. Pierwsze spotkanie w tych rozgrywkach w miejscowości Bourges we Francji zakończyło się jednak przegraną zespołu AZS PWSZ również z uwagi na to, że zawodniczki Pierra Vincenta umiejętnie wyeliminowały z gry zawodniczkę z Białorusi.
Po spotkaniu Justyna Żurowska nie była szczęśliwą koszykarką. W jej głosie wyczuwalna była gorycz. - Przegrałyśmy mecz, który miałyśmy bardzo dużą szansę żeby wygrać. Prowadziłyśmy już dziesięcioma punktami, a od tego momentu zdobyłyśmy tylko pięć punktów. Jest to zespół najlepiej broniący w Eurolidze i francuskiej lidze. Dzisiaj to pokazał. Przeciwko temu zespołowi zawsze gra się ciężko w ataku - mówiła gorzowskiej.tv.
To prawda, że Bourges należy do doskonałych defensorów, ale akurat w tym spotkaniu przyczyna przegranej leżała także w nieskuteczności rzutowej akademiczek. - Miałam dobre pozycje na początku. Niestety nic nie wpadło. Nic nie chciało się wkręcić. Szkoda, bo może właśnie tych paru punktów zabrakło - mówiła rozgoryczona kapitan na tej samej antenie. Po tej koszykarce widać emocje. A po spotkaniu w Bourges była ona wyjątkowo smutna i nieszczęśliwa. Także na siebie.
Próbowała w jakiś sposób wytłumaczyć sobie przyczyny porażki i nie miała ochoty rozpamiętywać błędów. - Każda porażka boli tak samo, ale na pewno ta jest mniejsza niż rok temu. Czy coś to oznacza zobaczymy za jakiś czas - mówiła w odpowiedzi na pytania dziennikarza.
Podobnego zdania po meczu była jej koleżanka z KSSSE Katarzyna Dźwigalska mówiąc dla portalu 66-400.pl: - Uciekło nam to zwycięstwo w czwartej kwarcie. trzy i pół kwarty mecz był pod naszą kontrolą. Myślę, że zbyt dużo strat i spod kosza nie wykorzystałyśmy zbyt dużo sytuacji, które były naprawdę czyste i wypracowane przez cały zespół.To jest nowy sezon, nowy zespół, nowa liga i nie ma co porównywać tego do zeszłego sezonu. Żadnego pocieszenia nie ma. Przegrałyśmy mecz, który naprawdę był w naszym zasięgu i powinniśmy go wygrać.