W pierwszych dwóch kolejkach z dobrej strony pokazał się Bartłomiej Wróblewski, który w Inowrocławiu w ostatnich minutach gry wziął na siebie ciężar zdobywania punktów (pięć z dziewięciu całego zespołu w ostatniej kwarcie). Teraz, gdy wydawało się, że MKS Dąbrowa Górnicza zwycięstwo ma już w kieszeni, wejście innego wychowanka Łukasza Ulchurskiego zmieniło, choć na chwilę, oblicze tego meczu. - Może strata była za duża? - zastanawia się wychowanek Spójni. - Wyszliśmy samymi młodymi i trochę pociągnęliśmy grę. Gdyby wpadła jeszcze jedna trójka moja, czy Sławka Buczyniaka byłoby trzy punkty straty i może dalej by jakoś poszło - wspomina Ulchurski w rozmowie z portalem sportowefakty.pl.
Wszyscy zastanawiają się, co jest przyczyną tak słabej postawy podopiecznych Grzegorza Chodkiewicza. Zespół przez długie fragmenty spotkania ogarniała prawdziwa niemoc pod koszem rywala. Młody koszykarz nie wie jednak, dlaczego tak się dzieje. - Nie klei nam się gra. Nie wiemy, jaka jest tego przyczyna. Staramy się, ale nie wychodzi. Jest fragment dobrej koszykówki, a nagle zaczyna się coś psuć - przyznaje Ulchurski.
Na dłuższe roztrząsanie minionych niepowodzeń nie ma jednak czasu. Już w sobotni wieczór koszykarze Spójni zmierzą się w Tychach z miejscowym GKS-em. Obrońca stargardzkiego zespołu wierzy, że w końcu zła passa zostanie przerwana. - GKS to ciężki rywal, ale miejmy nadzieję, że się przełamiemy. Kiedyś to w końcu musi nastąpić - z optymizmem kończy Ulchurski.