Jakie zatem cele postawiono przed Raczyńskim, który stery w Lotosie przejął po odwołanym w poniedziałek Nikołaju Tansiejczuku? - Powiem tak: jestem pracownikiem klubu. Zobowiązałem się do świadczenia pełnych usług w tej firmie. Prezes Krawczyk predestynował mnie na to stanowisko. W momencie zawirowań z trenerem Tanasiejczukiem oddałem się do dyspozycji zarządu. A ten podjął decyzję o desygnowaniu mnie na pierwszego trenera zespołu. Zaufano mi. Z mojej strony zrobię wszystko, aby nie stracić tego zaufania - mówi Dariusz Raczyński. - Nie myślę w ogóle o tym, czy będę tutaj długo czy nie. Dla mnie liczy się najbliższe spotkanie. Możliwość pracy z takim młodym i perspektywicznym zespołem jest przyjemnością - dodaje.
Nowy opiekun mistrzyń Polski podjął się ciężkiego zadania. Jego poprzednikowi nie udało się, gdyż po dwóch z rzędu porażkach został zwolniony. - Taki mamy zawód. Wiąże się z nim określone ryzyko. Trener jest tak dobry, jak jego ostatni wynik. Są decydenci, którzy podejmują określone decyzje, a my wykonujemy swoją pracę. Wszelkie kroki uzależnione są jednak od stylu prowadzenie zespołu i wyników przez niego osiąganych. Nie ukrywam, że znalazłem wspólny język z drużyną. I to jest w tej chwili najważniejsze. Czeka nas jednak ogrom pracy. Nie możemy zachłystywać się wynikiem meczu z Tęczą. Owszem, dziewczyny rozegrały dobre zawody, ale w naszej grze jest jeszcze wiele mankamentów - komentuje Raczyński.
Lotos to kandydat na mistrza, czy może drużyna na dorobku. Jaki jest prawdziwy status tego zespołu? - Jest to drużyna, która może sporo namieszać w lidze. Zresztą od początku tego sezonu widać, iż faworytki tracą punkty. Osobna kwestia to Wisła Kraków, która jak na polskie warunki ma skład kosmiczny. Jednak jak pokazują mecze z udziałem tej drużyny wcale tak łatwo tych spotkań nie wygrywają. Każda drużyna jest do ogrania. Nasze szanse upatruję właśnie w młodości. Na zawodniczkach nie leży żadne brzemię za wynik. Niemniej są one w stanie osiągać naprawdę dobre rezultaty. Unieść ciężar związany z funkcjonowaniem takie firmy jak Lotos, gdzie oczekiwania od lat były wysokie - podkreśla opiekun gdynianek.
- Musimy jednak realnie spojrzeć na naszą siłę. Ten zespół budowany jest z myślą o przyszłości. Jeśli w przyszłym sezonie uda się utrzymać obecny trzon i dodatkowo wzmocnić go o kilka zawodniczek to może powstać tutaj bardzo dobra drużyna. Wzmocnieniem powinny być Amerykanki. One również są młode i nie wymagajmy od nich od razu wielkich rzeczy - kontynuuje.
A która z zawodniczek ma ciągnąć zespół do przodu? - Mamy gwiazdę reprezentacji Łotwy w osobie Babkiny. Jest także Musović, która rozegrała najlepsza spotkanie w tym sezonie. Drzemią w niej wielkie możliwości. I to jest tak trochę jak z kobietami...Musimy się lubić, a będzie dobrze. Mam nadzieję, że ta chemia już gdzieś tam się unosi (śmiech) - wyjaśnia nowy szkoleniowiec Lotosu, który odnosi się również do Sandory Irvin: - Sandora wyrasta nam na podstawową zawodniczkę. Tutaj decyzja będzie należała do włodarzy klubu. Na pewno będę tę kwestię z nimi konsultował. Irvin swój pierwszy mecz w naszych barwach rozegrała w Bydgoszczy. Natomiast już w meczu z Tęczą Leszno zaprezentowała się z bardzo dobrej strony. Sprawa jej przyszłości w Gdyni jest kwestią otwartą. Mieści się ona w koncepcji budowy zespołu opartego na młodych zawodniczkach.