Gospodarze sobotni mecz zaczęli bez nowo pozyskanego Adama Parzycha, ale obecność tego zawodnika na ławce rezerwowych, jakby zmobilizowała pozostałych koszykarzy do lepszej gry. Mimo spokojnego początku to Spójnia dyktowała warunki prowadząc 6:2. Strzelecką formą imponował Stokłosa, autor pięciu oczek. W czwartej minucie po kontrze wykończonej przez Rafała Kulikowskiego było już 10:5 dla gospodarzy i trener Chlebda musiał poprosić o przerwę. To jednak zupełnie nic nie zmieniło w grze Górników, wśród których jedynie Ustarbowski i Jakóbczyk stwarzali jakieś zagrożenie. Stokłosę w zdobywaniu punktów zmienił jednak Koszuta i w krótkim odstępie czasu uzbierał ich siedem na swoim koncie. Tymczasem przewaga nadal rosła i na koniec kwarty wynosiła szesnaście punktów. W końcówce tej części na boisku pojawił się wspomniany już Parzych, który wpisał się do protokołu skutecznie wykonując rzuty wolne.
Początek drugiej kwarty rozwiał wątpliwości, kto będzie zwycięzcą tego meczu. Po celnych rzutach z dystansu, Stokłosy oraz Bodycha Stargardzianie prowadzili 34:14. Chwila rozluźnienia mogła jednak sporo kosztować, a na domiar złego trener Chodkiewicz wykorzystał już limit przerw. Górnicy rzucili się do jedynej w tym meczu pogoni. Za sprawą świetnej gry Ustarbowskiego konsekwentnie niwelowali straty, przegrywając już nawet w pewnym momencie tylko 39:30. Wśród miejscowych kibiców pojawił się niepokój, czy nie powtórzy się koszmar z poprzednich spotkań. Nie tego dnia, bowiem świetną dyspozycję prezentowała większość obwodowych zawodników. W ostatnich minutach tej odsłony o swej największej broni wałbrzyszanom przypomniał ich były kolega. Sławomir Buczyniak, bo o nim tu mowa trafił trzy trójki i Spójnia odzyskała, to, na co goście tak mozolnie pracowali.
Trzecią kwartę gospodarze otworzyli tym, co dzisiaj wychodziło im najlepiej, czyli rzutami z dystansu. Ponownie wykazali się, krytykowani ostatnio, Stokłosa i Koszuta. Goście nie pokazywali już, że mogą odwrócić losy meczu, a tymczasem kibice Spójni oczekiwali na historyczną chwilę. Dziesięciotysięczny punkt na pierwszoligowych parkietach dla Stargardzkiego zespołu przypadł Marcinowi Stokłosie. Ciekawostką jest fakt, że w minionym sezonie również przeciwko Górnikowi Wałbrzych ośmiotysięczny punkt Spójni w tej klasie rozgrywek rzucił Jerzy Koszuta. Emocji już brakowało, ale za to efektownych akcji nie. Najlepszą zaliczył Buczyniak, który równo z syreną kończącą trzecią kwartę z połowy boiska trafił do kosza.
Przed ostatnią ćwiartką realne wydawało się pokonanie kolejnej bariery, czyli rzucenie stu punktów. Tego z resztą domagał się Klub Kibica. Niestety, ostatnie życzenie, które mogło kibicom przyjść do głowy nie spełniło się. Gospodarze przespali początek kwarty i mimo niezłej końcówki nie zdołali osiągnąć tej magicznej granicy. Blisko był Łukasz Ulchurski, ale jego rzut sędziowie zakwalifikowali za dwa, a nie jak się wydawało kibicom trzy punkty. Goście natomiast nie wykorzystali rozluźnienia podopiecznych Grzegorza Chodkiewicza i nie zdołali dobrą końcówką zatrzeć słabej postawy w tym spotkaniu.
KS Spójnia Stargard Szczeciński - Victoria Górnik Wałbrzych 99:62 (28:12, 24:22, 32:14, 15:14)
Spójnia: Stokłosa 26, Buczyniak 17, Koszuta 14, Bodych 11, Kulikowski 10, Grzegorzewski 7, Grudziński 6, Parzych 6, Ulchurski 2, Soczewski 0, Wilczek 0, Wróblewski 0.
Górnik: Ustarbowski 20, Jakóbczyk 18, Muszyński 9, Kietliński 6, Wróbel 5, Stochmiałek 3, Nitsche 1, Józefowicz 0, Murzacz 0, Pieloch 0.