Celtowie powiększają prowadzenie

Mistrzowski pierścień coraz bliżej koszykarzy z Massachusetts. W drugim kolejnym spotkaniu przed własną publicznością podopieczni Doca Riversa rozprawili się z Los Angeles Lakers prowadząc w pewnym momencie różnicą już 24 punktów. Mimo świetnej końcówki w wykonaniu Jeziorowców gościom nie udało się odwrócić niekorzystnego biegu wydarzeń.

W tym artykule dowiesz się o:

Lakers przegrywali już 71:95 na niecałe 8 minut przed końcową syreną, lecz po runie 31:9 zbliżyli się do Celtów na 2 „oczka” - 102:104. Ostatnie słowo należało jednak do koszykarzy w zielonych strojach. Najlepszy na parkiecie Paul Pierce, zdobywca 28 punktów, wykorzystał dwa rzuty wolne a po chwili zablokował próbę Sashy Vujacica zza linii 7,24m. Kropkę nad i postawił z kolei James Posey, który podobnie jak Pierce kilka sekund wcześniej, nie pomylił się w rzutach wolnych. Goście zaaplikowali Celtom aż 41 punktów w ostatniej części gry, lecz najzwyczajniej w świecie zabrakło im czasu na odrobienie strat. Jednym z kluczy do wygranej okazały się wizyty na linii rzutów wolnych - gospodarze stawali na niej aż 38 razy, wykorzystując 27 prób.

Jak zwykle na swoim wysokim poziomie zagrała Wielka Trójka (w sumie 62 punkty), choć prawdziwym bohaterem okazał się rezerwowy Leon Powe. 24-letni silny skrzydłowy przebywał na parkiecie 14,5 minuty i zdążył w tym czasie uzbierać 21 punktów! Większość z nich miała miejsce pod koniec trzeciej odsłony, kiedy Boston wypracował sobie ponad 20-punktową przewagę. Na uwagę zasługuje także 16 asyst autorstwa Rajona Rondo, co jest jego rekordem życiowym. Wśród pokonanych Kobe Bryant starał się jak mógł, lecz znów przestrzelił więcej rzutów niż trafił. Jego 30 punktów oraz niedostateczne wsparcie kolegów okazało się niewystarczające na rozpędzonych Celtów.

Jeziorowcom należy jednak przyklasnąć za wspaniałą postawę w ostatniej kwarcie. Za odrabianie strat wziął się bałkański duet Sasha Vujacic - Vladimir Radmanovic. Najpierw Słoweniec przymierzył za trzy a chwilę potem Serb przechwycił piłkę i wsadził ją do kosza. - Musimy grać przez całe 48 minut w meczu. Nie wydaje mi się, żebyśmy dzisiaj to zrobili - mówił po meczu Doc Rivers, szkoleniowiec Bostonu. Na całe szczęście dla Celtów nawet nerwowa końcówka nie przeszkodziła im w odniesieniu niezwykle ważnej wygranej. Przypomnijmy, że to pierwsza wizyta Bostonu w wielkim finale NBA od 1987 roku. - Graliśmy z wielką desperacją i agresywnością. Myślę, że trzeba z tego wyciągnąć wnioski i zagrać lepiej przed własną publicznością - powiedział Bryant. Kolejne 3 mecze odbędą się w Staples Center, pierwszy już we wtorek.

Boston Celtics - Los Angeles Lakers 108:102 (20:22, 34:20, 29:19, 25:41)

Boston: P. Pierce 28, L. Powe 21, R. Allen 17, K. Garnett 17 (14 zb), J. Posey 8, K. Perkins 7, P.J. Brown 6, R. Rondo 4 (16 as), S. Cassell 0.

Lakers: K. Bryant 30, P. Gasol 17 (10 zb), V. Radmanovic 13 (10 zb), L. Odom 10, D. Fisher 9, J. Farmar 9, S. Vujacic 8, R. Turiaf 4, L. Walton 2, T. Ariza 0.

Stan rywalizacji: 2:0 dla Boston Celtics

Komentarze (0)