Zamiast spodziewanego szturmu gospodarzy, narzucenia przez nich własnego stylu, zastaliśmy widowisko pełne najprostszych błędów, nawet tych ze złapaniem piłki. Agresywnie grający stołeczny klub wyszedł na prowadzenie, grą nieźle kierował młody Marcin Nowakowski, który choćby na sekundę nie odpuszczał swojemu vis a vis Robertowi Skibniewskiemu. Punkty zdobywali jednak przeważnie zagraniczni zawodnicy, twardo wbijając się w pole trzech sekund, zbierając w ofensywie i dobijając. Polpharma z tak uporczywą postawą rywala nie mogła sobie poradzić, nie istniała niemal zupełnie w walce podkoszowej, stłamszony został bowiem Kirk Archibeque, a sporo do poprawienia miał kapitan Tomasz Cielebąk. Polonia kilkakrotnie zdołała odskoczyć, początkowo Kociewskie Diabły po lekkich zrywach zmniejszali straty, choć ostatecznie po 10 minutach gry na prowadzeniu ponownie byli zawodnicy Wojciecha Kamińskiego.
Wiele ożywienia w ekipie Zorana Sretenovicia wniósł jeden z najsilniejszych punktów Kamil Chanas. Reprezentant Polski wszedł do gry z ławki rezerwowej, szybko pociągnął zespół, a jego śladami poszli Michael Hicks i Brian Gilmore. Farmaceuci rozkręcali się z każdą minutą, stratę odrobili ekspresowo, mieli jednak w sobie wystarczająco sił, by pójść za ciosem. Polonia bezradnie próbowała zdobyć punkty, ale z dystansu pudłowała za każdym razem (0/10 w I połowie!), a pod koszem, choć przewaga była widoczna, było już nieco ciężej o trafienie. Toteż sytuacja się diametralnie odwróciła, Polpharma odskoczyła i schodziła na długą przerwę w zdecydowanie lepszych humorach niż rywal, który z trudem dobrnął do 10 punktów w tej odsłonie.
Brązowi medaliści tak naprawdę zaczęli dominować dopiero od początku drugiej połowy. Wówczas to na dobre rozegrał się Hicks, na parkiet powrócił Uros Mirković, wcześniej szybko go opuścił, bo złapał trzy przewinienia. Serbski podkoszowy przede wszystkim znakomicie walczył pod tablicami, zbierał mnóstwo piłek, więcej problemów sprawiało mu trafienie do kosza. Polpharma przeniosła nieco ciężar gry bliżej kosza, Harding Nana oraz Tony Easley mocno się starali, ale nie byli w stanie zastopować starogardzian. Sami dopuszczali się różnych kombinacji, ale nawet szybki Darnell Hinson nie mógł się wstrzelić. Podopieczni Kamińskiego potrzebowali blisko 25 minut na pierwszą "trójkę", wtedy było już za późno.
Kwestią formalności było dogranie czwartej kwarty. Stołeczni koszykarze podnieść z kolan się nie zdołali, grali bowiem zbyt chaotycznie, szwankowało rozegranie, dawało się we znaki zmęczenie i słaba dyspozycja strzelecka. Zwłaszcza ten ostatni element stał się przyczyną klęski w stolicy Kociewia. Zyskali na tym gospodarze notując sporo zbiórek w obronie, konsekwentnie realizując przedmeczowy plan. W tym fragmencie przed szereg wyszedł Archibeque. Amerykański środkowy wprawdzie nadal popełniał błędy, ale co najistotniejsze nie gubił już piłek, zbierał i trafiał. Daleko mu było do występów Hicksa i Mirkovicia. Polpharma nie odpuściła, do samego końca walczyła, w efekcie zwycięstwo jest imponujących rozmiarów.
Gospodarze zagrali przeciętne zawody, nie zachwycili, ale w pełni zasłużyli na pewną wygraną, drugą w tym sezonie. Polonia natomiast nie stworzyła porządnego kolektywu, brak możliwości szerokiej rotacji, problemy ze zgraniem, słabe wykorzystanie przewagi pod tablicami i fatalna postawa w rzutach za trzy były gwoździem do trumny. Była to czwarta porażka Czarnych Koszul.
89:62
(17:20, 21:10, 26:15, 25:17)
Polpharma: Hicks 21, Mirković 16, Gilmore 12, Chanas 11, Archibeque 10, Cielebąk 9, Vaughn 5, Skibniewski 5, Szpyrka 0, Mroczek-Truskowski 0, Dutkiewicz 0, Metelski 0.
Polonia: Easley 14, Hinson 12, Nana 9, Palmer 9, Wichniarz 8, Nowakowski 6, Czujowski 3, Kwiatkowski 1, Krajewski 0.