Starogardzianom starcie w Zgorzelcu z PGE Turowem nie wyszło. Farmaceuci popełniali sporo błędów, chaotycznie grali w ataku, nie mogli się przebić pod kosz, brakowało lepszego zbilansowania. Mimo to na pochwałę zasłużył amerykański duet strzelców, czyli Michael Hicks i Deonta Vaughn. Szczególnie ten pierwszy spisał się znakomicie, zarazem potwierdził powrót do wysokiej dyspozycji, którą zachwycał już wielokrotnie.
Polpharma rojąc o zwycięstwie koniecznie musi się wyzbyć problemów z rozegraniem, przy jednoczesnym lepszym wykorzystaniu graczy podkoszowych. Ostatnim razem zarówno nominalny środkowy Kirk Archibeque, jak również imitacja Uros Mirković spisali się zdecydowanie poniżej oczekiwań. W konfrontacji z Turowem punktów spod kosza brakowało, tym razem do podobnej sytuacji dojść nie może, bo wówczas o wygraną będzie szalenie trudno.
Choć Kociewskim Diabłom można wiele zarzucić, to nie należy zapominać o odgrywającej często kluczową rolę przewadze parkietu. Polpharma we własnym obiekcie czuje się jak ryba w wodzie. Wprawdzie zmylić może niekorzystny bilans potyczek domowych (1-2), ale obie porażki powędrowały na bark Pawła Turkiewicza, pod wodzą Zorana Sretenovicia SKS u siebie ograł stołeczną Polonię.
- Spodziewam się bardzo trudnej przeprawy. Polpharma to waleczny team, który będzie niesiony głośnym dopingiem miejscowej publiczności. Grając przeciwko nim zwróciłem uwagę szczególnie na Tomasza Cielebąka, Michaela Hicksa oraz Kamila Chanasa. To będzie świetne spotkanie, bowiem obie strony zdają sobie sprawę z jego znaczenia - powiedział na łamach oficjalnej strony Polpharmy Damien Kinloch.
Napięta sytuacja panuje u gości, wszak zajmują oni ostatnie miejsce w tabeli, co jest sporą niespodzianką, biorąc pod uwagę fakt, że zdaniem ekspertów akademicy wcale nie mają najmniejszego potencjału. Mimo to liczy się postawa na parkiecie, zwłaszcza jednak odnoszone wyniki. A te lekko mówiąc są beznadziejne. Klub z Koszalina wygrał dotąd raz w sześciu spotkaniach, we własnym obiekcie pokonał Polonię Warszawa 87:76. Dotkliwa była ostatnia klęska u siebie z Kotwicą Kołobrzeg (79:88), po której włodarze zdecydowali się na bardziej radykalne kroki. Doszło bowiem do rozmowy dyscyplinującej zawodników ze sztabem szkoleniowym.
"Konieczność odbycia indywidualnych spotkań z graczami została podyktowana słabą postawą Akademików w ostatnich meczach. W szczerych rozmowach trener wyjaśnił graczom czego od nich oczekuje" - czytamy w oświadczeniu na stronie oficjalnej AZS. Można się więc spodziewać, że grający z nożem na gardle tanio skóry nie sprzedadzą.
Koszalinianie mieli mnóstwo lekcji do odrobienia. Przede wszystkim na mizernym poziomie stała obrona, a właściwie jej brak. Minięcie przeciwnika nie stanowi dla porządnych graczy żadnego problemu, co zresztą udowodnił przed tygodniem Ted Scott. Szwankuje też walka pod tablicami. Co z tego, że próbuje walczyć Kinloch, skoro brakuje mu porządnego wsparcia, bez tego ani rusz. Nadzieją przyjezdnych wydaje się być szalony strzelec Winsome Frazier oraz nie tak dawno pozyskany Slavisa Bogavac, któremu sporych umiejętności odmówić nie można.
O zwycięstwie AZS będzie mógł mówić, gdy w sukurs zagranicznemu zaciągowi pójdą rodzimi koszykarze. Zwłaszcza Tomasz Śnieg i Marcin Sroka powinni wziąć na siebie spory ciężar.
Nie dla wszystkich będzie to spotkanie typowe przeciętniaków, drużyn mających spore problemy z grą zespołową, dla kilku osób będzie to sentymentalny powrót. Prowadzący akademików Mariusz Karol prowadził przecież Polpharmę w sezonie 2008/09, a jednym z jego podopiecznych był wspomniany Hicks. Z kolei Kinloch występował w trykocie SKS w rozgrywkach 2005/06.
- Wprawdzie rywal stoi pod ścianą, ale to sprawia, że AZS jest nieobliczalny. Dobrą obroną i konsekwentną grą w ataku możemy jednak dojść do zwycięstwa, co nas przybliży do czołowej ósemki - mówi Marcin Dutkiewicz.
Mecz odbędzie się w sobotę 27 listopada. Początek zawodów o godz. 18.