Po długiej przerwie zawsze rodzi się wiele niewiadomych. Wszak brak odpowiedniego cyklu, meczów o stawkę, wybija zespoły z rytmu, do którego wrócić natychmiast nie sposób. Nic dziwnego, że trener starogardzian Zoran Sretenović przed niedzielną potyczką miał sporo obaw. - Wiedziałem, że to będzie trudny mecz dla nas, bo zawsze po przerwie ciężko zbudować atmosferę, formę, którą mieliśmy wcześniej - przyznał po zawodach. W podobnej sytuacji byli tarnobrzeżanie, choć od nich oczekiwano raczej niewiele, kibice i bukmacherzy spodziewali się raczej gładkiego sukcesu brązowych medalistów. Tym bardziej, że chcieli oni za wszelką cenę zrewanżować się za kompromitującą porażkę na inaugurację sezonu 2010/11 Tauron Basket Ligi.
Beniaminek ekstraklasy mężczyzn spisał się nad wyraz dobrze, szczególnie że w składzie zabrakło Stanley'a Pringle'a, który nie zdołał wrócić do Polski na czas. Dodatkowo - już w trakcie spotkania - urazu doznał Tomasz Pisarczyk. - Żałuję, że przede wszystkim zabrakło Pringle'a i żałuję, że Tomasz Pisarczyk, który wraca po kontuzji, doznał kolejnego urazu. Odpukać tylko, żeby to nie była długa kontuzja, aby szybko wrócił do zespołu - powiedział opiekun gości Bogdan Pamuła.
Siarka zagrała bardzo odważnie, walczyła dzielnie zwłaszcza pod tablicami. Koszykarze w czarno-żółtych strojach momentami byli nie do zatrzymania, grali jak w transie, lecz kiedy gra się uspokajała tracili mnóstwo walorów. Rewelacyjnie w szeregach klubu z Podkarpacia spisał się Louis Truscott, który już po pierwszej połowie miał na swoim koncie aż 14 punktów i 8 zbiórek, a zawody zakończył z dorobkiem 26 oczek i 14 zbiórek! Tarnobrzeżanie mimo kilku gorszych okresów, trzymali się przy życiu do ostatniej kwarty, lecz w decydującym momencie, tuż po uzyskaniu skromnego prowadzenia, stanęli w miejscu i przez ponad trzy minuty nie potrafili zdobyć kosza. - Trudno mi komentować, bo przegraliśmy mecz. Polegliśmy w moim odczuciu po dobrych zawodach. Wszystko na co nas było stać, to zrobiliśmy. Gdyby nie problemy zdrowotne zawodników i skład pełniejszy, to byśmy tej końcówki tak nie przegrali. Dwie otwarte, czyste pozycje zmarnowane i kolega Kamil Chanas zdobył w końcówce sporo punktów, w ważnym momencie. I to otworzyło tą przewagę - dodał Pamuła.
Szkoleniowiec Kociewskich Diabłów miał sporo racji w początkowych słowach. Polpharma wyglądała faktycznie jakoś blado, bynajmniej nie przypominała drużyny sprzed dwóch, trzech tygodni, męczyła się z bądź co bądź przeciętnym teamem, przedostatnim w tabeli. - Ale na szczęście udało nam się wygrać mecz. Siarka jest bardzo dobrym zespołem, bo wygrali ostatnie spotkanie z Kotwicą Kołobrzeg. Wiedzieliśmy, że przyjedzie tutaj szukać swojej szansy na zwycięstwo. Potraktowali to spotkanie bardzo poważnie - komentował Serb.
Gospodarze kilkakrotnie wychodzili na nieco większe prowadzenie, by po chwili znów pozwolić Siarce na zmniejszenie deficytu. To właśnie obrona była bodaj największym problemem starogardzian, którzy nie potrafili sobie poradzić ani z Truscottem, ani też Kevinem Goffney'em, a w drugiej połowie z dystansu karcił ich - za pozostawienie mu swobody - Daniel Wall. - Moim zawodnikom brakowało trochę koncentracji. Przez całe zawody mieliśmy problem z zastawianiem. Siarka miała trzech, czterech wysokich graczy, którzy dobrze grali pod tablicami. Ponadto w ataku graliśmy zbyt nerwowo.
- Po tym wygranym meczu z Kotwicą Kołobrzeg nie mieliśmy pewności, czy to dobra dyspozycja, czy to był przypadek. Wydaje mi się, że drużyna jest w tej chwili chyba dobrze przygotowany, zwłaszcza psychicznie, podejmuje bowiem walkę. Musimy poprawić jeszcze kilka elementów - skwitował Pamuła.