Rzeczywiście zawodnik warszawskiej ekipy powinien mieć powody do radości. Jego zespół był w sporych opałach. Politechnika przegrywała przez większość spotkania, a na początku czwartej kwarty strata zespołu prowadzonego przez Mladena Starcevicia wynosiła aż siedem "oczek". W końcówce jednym z bohaterów okazał się Karwowski. To po odbiciu się od jego głowy piłka wpadła do kosza, a gdy o rozstrzygnięciu decyduje jeden punkt, to rywale mogą mówić o braku szczęścia. Zupełnie innej przyczyny sukcesu swojej ekipy dopatruje się jednak Karwowski. - O naszym sukcesie zadecydowała chęć zwycięstwa. To jest zdecydowanie najważniejsze, gdy gramy na takim poziomie, kiedy liczy się mentalność. My cały czas nad tym pracujemy. Chcemy rozwijać się nie tylko fizycznie, ale pracujemy też nad psychiką i to się nam sprawdza, bo z każdym meczem jesteśmy mocniejsi - ze spokojem wyjaśniał weteran polskich parkietów.
Sobotnie spotkanie już od samego początku miało niezwykły przebieg. Obie drużyny przez długie minuty nie potrafiły skierować piłki do kosza, a ostatecznie pierwsza kwarta zakończyła się prowadzeniem gospodarzy 6:4. Karwowski nie przypomina sobie podobnego rezultatu. - Nie wiem, czy którejś z drużyn przytrafił się podobny wynik w kwarcie. Bywały już rezultaty 20:4, 20:2, a teraz prawie hokejowy wynik. Widocznie taki mecz miał być, taki miał mieć przebieg. Później już wszystko wróciło do normy. Po 20 punktów w kwarcie, więc jest OK.
O ile większość zespołów musi jeszcze walczyć o kwalifikację do fazy play-off, to koszykarze Politechniki, którzy przegrali tylko trzy spotkania mogą już spokojnie skupiać się na walce o awans do TBL. Mimo, że jego zespół jest zdecydowanym liderem, to Karwowski nie wybiega aż tak w przyszłość. - Nie chcę składać żadnych deklaracji, że awansujemy. Przygotowujemy się do każdego kolejnego meczu, a to, co przyniesie życie, to się okaże. Niezależnie od tego, z kim przyjdzie nam walczyć będą to trudne mecze. Ja żyję dniem dzisiejszym. Co nam przyniesie przyszłość? Zobaczymy za kilka miesięcy.