Jacek Seklecki: Nie można zacząć inaczej jak od pytania o przyczyny klęski z Energą Czarnymi. Porażka różnicą 24 punktów musiała boleć Was i kibiców.
Maciej Raczyński: Na pewno. Nie spodziewaliśmy się takiego rozstrzygnięcia, zwłaszcza że po zwycięstwie w Sopocie czuliśmy się silnie i pewnie. Energa Czarni zagrali rewelacyjnie zarówno w ataku, jak i w obronie. To nie był nasz dzień i nie potrafiliśmy się przeciwstawić rozpędzonemu zespołowi ze Słupska, który po kilku porażkach z rzędu przełamał zła passę. Niestety uczynił to w meczu z nami.
Zdajecie sobie sprawę, że tabela w środkowej części jest bardzo spłaszczona i każde potknięcie może wyeliminować zespół z fazy pucharowej?
- Odkąd gram nie pamiętam sezonu, w którym wszystkie zespoły dzieli tak mała różnica w tabeli. Seria dwóch, trzech porażek może spowodować, że o play-off będzie ciężko. Dlatego nie pozostaje nic innego jak walczyć o każdą piłkę od pierwszej do ostatniej minuty meczu. Tylko tak można odnosić zwycięstwa.
Po świetnym początku sezonu, gdzie byliście rewelacją rozgrywek przyszła seria porażek. Syndrom zadyszki beniaminka, czy po prostu reszta ekipa rozszyfrowała tajemnicę waszego sukcesu?
- Po tym, jak rewelacyjnie zaczęliśmy sezon przyszły kontuzje i choroby zawodników. Wydaje mi się, że po części to było przyczyną wielu naszych porażek. Praktycznie graliśmy z jednym centrem i często przegrywaliśmy walkę na tablicach, co powodowało, że nie graliśmy szybkim atakiem, który był naszą wizytówką na początku sezonu. Wtedy graliśmy szybko i efektownie. Teraz kiedy wzmocnił nas David Burgess i Tomasz Kęsicki, który wrócił po kontuzji mamy sporo centymetrów pod koszem. Dołączył także James Maye, dlatego jesteśmy dobrej myśli i pozytywnie patrzymy w przyszłość.
Teraz zmierzycie się z Anwilem, którego już raz pokonaliście. Co dało wam wygraną wtedy i jaką jest recepta na włocławian. W końcu przegrali już dziewięć razy w tym sezonie.
- Jak powiedziałem wcześniej Anwil pokonaliśmy walecznością w obronie, szybkimi atakami i to przyniosło efekt w postaci wygranej. Wszyscy wiedzą, że we Włocławku łatwo się nie gra, dlatego żeby pokonać Anwil musimy realizować założenia przedmeczowe oraz być skoncentrowanym od pierwszej do ostatniej minuty meczu.
Co jest najsilniejszą stroną Anwilu i na co powinniście najbardziej uważać?
- Wydaje mi się, że Anwil nie ma jednego lidera i na każdego z zawodników musimy uważać. Jest to zespół zbilansowany zarówno na obwodzie jak i pod koszem. Anwil podobnie jak my potrzebuje zwycięstw, dlatego zapowiada się bardzo ciekawy i zacięty mecz.
W czym tkwi wasza siła, co uważasz, że było i będzie kluczowe w waszych zwycięstwach?
- Myślę, że naszą siłą jest to, że tworzymy dobrą i zgraną ekipę. Zwycięstwa odnieśliśmy w tych meczach gdzie dobrze funkcjonowaliśmy w obronie, realizowaliśmy założenia taktyczne i graliśmy dobrze szybkim atakiem, który sprawiał sporo problemów naszym rywalom.
Grając we Włocławku na początku swojej kariery wiesz jak to jest rywalizować w koszykarskim mieście. Teraz w Zielonej Górze zainteresowanie koszem w cale nie jest mniejsze, więc zapewne z każdej strony czujecie wsparcie, ale i presję wyniku.
- Włocławek i Zielona Góra to miasta podobne koszykarsko. Kibice Zastalu czekali na awans do elity ponad 10 lat, byli spragnieni koszykówki na najwyższym poziomie. Kiedy na początku sezonu większość meczów wygrywaliśmy nasza hala w Zielonej Górze zapełniała się do ostatniego miejsca. Naprawdę ludzie zaczęli przychodzić i cieszyć się sukcesami Zastalu. We Włocławku kibice podobnie utożsamiają się z zespołem, wspólnie przeżywają jego sukcesy i porażki. Różnica w tym taka, ze włocławscy kibice mogą oglądać ekstraklasę już od wielu lat. Wydaje mi się, że wsparcie fanów jest bardzo ważne dla drużyny, zawodnicy wiedza, że ktoś docenia ich pracę włożoną w walkę dla drużyny i miasta.
Pewnie słyszałeś to pytanie wiele razy, ale nie mogę go pominąć. Jak Ci się wraca do Włocławka na mecz z Anwilem gdy w hali jest mnóstwo Twoich znajomych? Wywołuje to w Tobie dodatkową motywację, chęć jakiegoś odgryzienia się, pokazania?
- Na pewno towarzyszy mi więcej emocji, niż w meczu z innym przeciwnikiem. Włocławek to wiele wspomnień. W końcu to miasto, w którym się urodziłem, wychowałem, przeżywałem swoje sukcesy, porażki oraz gdzie uczyłem się koszykówki od podstaw. Pewnie zamieszkam we Włocławku po zakończeniu sportowej kariery. To miasto zawsze będzie bliskie mojemu sercu. Nie mam za co się nikomu odgryzać, chociaż jeśli chodzi o to, by pokazać się, to zawsze jestem zmobilizowany by "coś", "komuś" udowodnić oraz by rodzina i znajomi byli ze mnie zadowoleni. Gdy zbliża się mój przyjazd na mecz do Włocławka zawsze dostaję porcję smsów od nich z dylematem komu maja kibicować, Anwilowi czy Raczkowi :). Naprawdę miło jest wracać do hali, w której stawiało się pierwsze kroki w dorosłej koszykówce.