W niedzielę pruszkowianie rozegrali najlepszą pierwszą połowę w sezonie, a doskonale zaprezentowali się Grzegorz Malewski i Janavor Weatherspoon. To głównie dzięki ich postawie gospodarze prowadzili do przerwy różnicą dwudziestu punktów i skutecznie odebrali rywalom ochotę do gry. Humory miejscowym popsuła jedynie kontuzja Marcina Makandera, który w akcji obronnej zahaczył o Wojciecha Frasia i rozciął łuk brwiowy. Na boisko już nie powrócił, a po meczu zostały mu założone cztery szwy. - Podszedł bardzo ambitnie do tego meczu, chciał się zaprezentować z jak najlepszej strony w spotkaniu przeciwko swojej byłej drużynie. Szkoda, że okupił to zdrowiem, ale będzie już gotowy na następny mecz z GKS-em - tłumaczy szkoleniowiec Znicza Basket Michał Spychała.
Problemy kadrowe ma także GKS Tychy. Drużyna cały czas jest blisko opuszczenia ostatniego miejsca w rozgrywkach, ale na przeszkodzie stają głównie problemy wewnętrzne. W ostatnich trzech spotkaniach trener Służałek nie mógł skorzystać z dwóch graczy pierwszej piątki. Podczas meczów w Inowrocławiu i Gdyni wypadli ze składu Tomasz Bzdyra i Jacek Jarecki, gdy ten drugi wrócił już do sił po niegroźnym urazie, na konfrontację z MKS-em Dąbrowa Górnicza zabrakło Dawida Witosa, któremu dzień wcześniej urodziło się dziecko. Podstawowy rozgrywający tyszan ze Zniczem Basket ma zagrać, podobnie jak Jarecki. Ze względu na krótką ławkę do Pruszkowa przyjedzie także Bzdyra, ale o jego przydatności do gry już na miejscu zdecyduje trener - Te kontuzje wpłynęły dobrze na zespół w kontekście play-out. Pozwoliły otworzyć pewnych graczy - mówi Spychała.
Szansę na dodatkowe minuty wykorzystał zwłaszcza Paweł Olczak, który podczas poprzedniej pracy Służałka w Tychach a później u trenera Mariusza Niedbalskiego grał mało. W wyjazdowych starciach ze Sportino i Asseco Prokomem 30-letni skrzydłowy zanotował swoje pierwsze double-double w karierze, statystycznie jeszcze lepiej wypadł w konfrontacji z MKS-em Dąbrowa Górnicza, spotkanie GKS przegrał jednak gładko. - Mamy świadomość, że to gospodarze są faworytem, ale kilka razy w tym sezonie byliśmy już blisko wygranej. Naprawdę niewiele zabrakło do wywalczenia przez nas dwóch punktów w przynajmniej dwóch wyjazdowych spotkaniach, dlatego do Pruszkowa przyjedziemy pełni wiary w zwycięstwo. Nie mamy nic do stracenia - mówi skrzydłowy Łukasz Kwiatkowski, który sezon rozpoczynał w Olimpie Start, skąd podczas zimowego okienka transferowego przeniósł się do GKS-u. W przeszłości ten doświadczony skrzydłowy występował przez dwa lata w Pruszkowie. - Nie można patrzeć na tabelę w przypadku tyszan, ale nie ukrywam, że jeżeli zagramy tak jak w pierwszej połowie z Asseco Prokomem, to jesteśmy w stanie wygrać z każdym w tej lidze - deklaruje Spychała.
Znicz Basket - GKS Tychy (środa, godzina 18:00). Wstęp wolny.