GKS Tychy to ostatnia drużyna rozgrywek, ale wyjściowa piątka oraz wyniki większości lutowych spotkań pokazują, że zespół Tomasza Służałka ma potencjał, aby odbić się od dna. Doświadczony szkoleniowiec od dłuższego czasu nie przeprowadził jednak normalnego treningu, a sytuacja powoli odbija się na postawie zespołu. - Praktycznie ze sobą nie trenujemy, bo połowa koszykarzy jest chora. Nawet nie pamiętam kiedy graliśmy pięciu na pięciu, a na mecz do Pruszkowa przyjechaliśmy z marszu - tłumaczy Służałek, który od ponad miesiąca nie może skorzystać z Tomasza Bzdyry, do tej pory zawodnika pierwszej piątki. Ten pomimo kontuzji stopy na mecz ze Zniczem Basket przyjechał, bo bez niego klub nie miałby wymaganej dziesiątki graczy.
Sytuację kadrową rywali szybko wykorzystali gospodarze, którzy w całym spotkaniu nie przegrywali ani przez moment. GKS na zakończenie pierwszej kwarty zbliżył się jeszcze do rywali na trzy punkty (19:16), ale na więcej nie był w stanie. Zespołowo grający Znicz Basket nieustannie podkręcali tempo akcji, a trener Spychała dokonywał zmian co kilka minut. W efekcie czego żaden z zawodników nie spędził na boisku więcej jak 27 minut. - To nie jest piłka nożna, gdzie wyjściowa jedenasta ma ogromne znaczenie. W koszykówce zmian można dokonywać bez przerwy i dla mnie to bez różnicy, kto w którym momencie spotkania wychodzi na boisko. Zawodnicy są o tym poinformowani i są tego świadomi - tłumaczył Spychała, który w wyjściowej piątce zdecydował się wpuścić na boisko 19-letniego Michała Sokołowskiego. Ten za zaufanie odpłacił się 8 punktami w 4 pierwszych minutach, ostatecznie kończąc zawody z najlepszymi statystykami w seniorskiej koszykówce (18 punktów, 5 zbiórek i 4 przechwyty). Sokołowski w rozgrywkach młodzieżowych występował głównie na pozycji rozgrywającego bądź rzucającego obrońcy, ale u Spychały, podobnie jak u jego poprzednika Pawła Czosnowskiego, jest skrzydłowym. - Na tej pozycji jest najbardziej potrzebny zespołowi, bo warunki fizyczne go do tego predysponują. On cały czas się rozwija, uczy seniorskiej koszykówki, taka wszechstronność może wyjść mu tylko na dobre, a nad grą jako rzucający obrońca musi jeszcze sporo popracować - wyjaśnia opiekun Znicza Basket.
Rotację w zespole Służałka szybko zawęził Mariusz Markowicz, który już po 14 minutach miał na swoim koncie cztery przewinienia. Trener wpuścił go na boisko jeszcze na końcówkę drugiej kwarty, w której 25-letni zawodnik zebrał pięć piłek w ataku, z trzech z nich zdobył punkty spod kosza. W obronie Markowicz unikał jednak kontaktowej gry, a większą część drugiej połowy przesiedział na ławce. - Jego faule jeszcze bardziej zawęziły możliwość rotacji w moim zespole. - Dopóki mieliśmy siły, mecz był jeszcze w miarę wyrównany. Później, gdy ich już zabrakło gospodarze odskoczyli na kilkadziesiąt punktów, a my nie mieliśmy argumentów, aby im się przeciwstawić - analizował Służałek.
Znicz Basket Pruszków - GKS Tychy 83:60 (19:16, 21:15, 23:15, 20:14)
Znicz Basket Pruszków: M. Sokołowski 18, G. Malewski 12 (2), M. Makander 10, M. Szumełda-Krzycki 9, A. Misiewicz 9 (1), J. Weatherspoon 7, P. Szymański 5, A. Suliński 5 (1), W. Fraś 5, Ł. Bonarek 3, D. Czubek 0
GKS Tychy: Ł. Kwiatkowski 17, J. Jarecki 14 (1), M. Markowicz 8, A. Kijanowski 8 (1), D. Witos 7, P. Hałas 6, P. Olczak 0, D. Goldammer 0