Sam Woods nie jest w stanie zniszczyć Trefla - rozmowa z Filipem Dylewiczem, kapitanem Trefla Sopot

Na sobotni mecz pomiędzy Asseco Prokomem Gdynia a Treflem Sopot czekają rzesze kibiców z całej Polski. Emocji podczas derbów Trójmiasta na pewno nie zabraknie. Faworytem wydaje się być mistrz Polski, aczkolwiek sopocianie będą walczyć do ostatniej sekundy spotkania.

Karol Wasiek: Filip przed wami mecz derbowy z Asseco Prokomem Gdynia. Wiadomo, że takie mecze wytwarzają wiele emocji zarówno na boisku, jak i na trybunach. Na pewno w Gdyni stawi się liczna grupa waszych kibiców, liczycie na ich doping?

Filip Dylewicz: Myślę, że mogliby przygotować coś ciekawego. Na pewno liczymy na ich doping, jednakże myślimy o tym, jak pokonać Asseco. Mam nadzieję, że zwycięsko wyjdziemy zarówno z konfrontacji na boisku, ale także nasi kibice okażą się głośniejsi od gospodarzy.

Powróćmy na chwilę do Pucharu Polski i waszego meczu z Anwilem Włocławek. Na trybunach dochodziło do kuriozalnych sytuacji, gdzie kibice gospodarzy wspierali gości z Kujaw. Na przestrzeni lat byłoby to nie do pomyślenia.

- Przedstawię na ten temat swoją autorską wizję, to jest moje zdanie. Byłem zaskoczony oczywiście postawą gdyńskich kibiców. Uważam, że nie było to dobrowolne dopingowanie drużyny Anwilu. Ja myślę, że pewne osoby wpłynęły na to, że oni zachowywali się w ten sposób a nie inny. Nie są na tyle mocnymi w tym klubie, że mogli powiedzieć, że są za trójmiejskim zespołem, a nie za odwiecznym wrogiem, z którym przez lata toczyliśmy boje. To nie jest istotne, my się na tym nie koncentrujemy. Mi osobiście było przykro kiedy tak się właśnie działo.

Kto jest największym zagrożeniem w ekipie mistrzów Polski? Woods, czy może Adams?

- Woodsa się nie boimy, ponieważ nie gra. Generalnie nawet jak zagra to podejrzewam, że nie będzie na tyle przygotowany kondycyjnie. Inaczej jest w kwestii umiejętności, ponieważ jego dwukrotnie przewyższają nasze nawet bez trenowania. Woods to jedna postać, tam jest wiele zawodników, którzy mogą ciągnąć ten zespół. Woods na pewno nie jest w takiej formie, żeby wziąć piłkę i zniszczyć całego Trefla.

Jednakże po przyjściu Woodsa, czy Adamsa zespół gdyński zaczął już lepiej funkcjonować. Teraz doszedł jeszcze Krzysztof Szubarga.

- No tak na pewno. Wiadomo było, że w pewnym momencie ten zespół zaskoczy. Tam jest wiele bardzo dobrych graczy, którzy znaczą nie tylko dużo w Polsce, ale i w Europie. Kiedy odpadła Euroliga oraz liga VTB było wiadome, że wszystkie swoje siły przerzucą na polską ligę. Z meczu na mecz ta forma będzie rosnąć.

Do zespołu dołączył Monty Mack. Sądzisz, że potrzebne wam było takie wzmocnienie?

- Nie mnie to oceniać. Myślę, że trener trochę lepiej widzi tą koncepcję. To jest jego wizja i jego realizowanie założeń. Jeżeli on uważa, że taki zawodnik jest nam potrzebny, to myślę tak właśnie jest. Mam nadzieję, że Mack jest na tyle przygotowany do sezonu, że nie będzie potrzebował dużo czasu aby wejść do gry.

Na przestrzeni całego sezonu wasza gra bardzo faluje. Potraficie zagrać dwa dobre mecze, ale przytrafia się słabsze spotkanie i porażka. Z czego to wynika?

- Tak to prawda. Nie wiem z czego to wynika. Na pewno jest to wynik dekoncentracji, czy za szybka wiara w to, że jest już po meczu. Myślę, że w kilku spotkaniach przejechaliśmy się na tym, że prowadziliśmy wysoko i myśleliśmy, że wszystko jest załatwione. A jednak tak się nie stało.

Filip zdajesz sobie sprawę z tego, że przed wami trzy ciężkie spotkania, które mogą zadecydować o miejscu w tabeli?

- Ja myślę, że wszystkie mecze, które nam zostały są ciężkie. Polonia Warszawa udowodniła już niejednokrotnie, że na własnym boisku jest niezwykle groźna. Sama czołówka przed nami. Musimy ugrać, jak najwięcej i dlatego szukamy powrotu do stabilności.

Komentarze (0)