Gdy Torey Thomas rzutem za dwa punkty wyprowadził PGE Turów Zgorzelec na prowadzenie 70:65 na niespełna dwie minuty przed końcem meczu z Asseco Prokomem Gdynia, kibice zgromadzeni w trójmiejskiej hali zamarli. Wszystko wskazywało bowiem na to, że goście, grający od początku spotkania bardzo konsekwentnie, właśnie osiągnęli taką przewagę, której już nie wypuszczą z rąk.
Trafienie Krzysztofa Szubargi, a po chwili celne osobiste Daniela Ewinga dały jednak nadzieje gdynianom na osiągnięcie w tym meczu korzystnego rezultatu w postaci zwycięstwa, bo odrobieniu dziewięciopunktowej straty z pierwszego starcia w Zgorzelcu nie było już mowy. Tym bardziej, że przyjezdni chyba zbyt szybko uwierzyli, że jest już po meczu i w trzech kolejnych akcjach nie byli w stanie trafić do kosza. Filip Widenow tymczasem w dziecinny sposób minął Konrada Wysockiego i wyprowadził Asseco Prokom na prowadzenie 71:70, gdy zegar wskazywał jedynie 16 sekund do końca pojedynku.
Trener Jacek Winnicki poprosił wówczas o przerwę, podczas której niespodziewanie bardzo długo tłumaczył coś Michałowi Gabińskiemu. Jak się okazało chwilę później, polski skrzydłowy skorzystał z rad swojego szkoleniowca, bowiem obsłużony podaniem od Torey’a Thomasa, zdobył punkty z najbliższej odległości i przechylił szalę wygranej na korzyść Turowa na osiem sekund przed końcem. Gabiński mógł się czuć prawdziwym bohaterem wszak kilka minut wcześniej to on trzymał grę zgorzelczan, trafiając dwukrotnie z dystansu.
Ostatecznie jednak Polak nie został kluczowym graczem spotkania. Takowym okazał się bowiem Tommy Adams. Gdy do końca spotkania pozostawało dokładnie 7,9 sekundy, Amerykanin wyszedł do podania na wysokość linii rzutów za trzy punkty, szybkim zwodem minął Bartosza Bochnę, wszedł na kosz by po chwili lobem oddać rzut na wagę dwóch punktów ponad rękoma rozpaczliwie szukającego bloku Gabińskiego. Próbę ostatniej szansy mógł podjąć jeszcze Serb Marko Brkić, ale niestety dla przyjezdnych popełnił błąd kroków i summa summarum to mistrz wyszedł zwycięstwo z hitowego starcia.
Co ciekawe, Adams został najbardziej efektywnym koszykarzem tego spotkania, gdyż w zaledwie osiem minut, podczas których przebywał na placu gry, zdobył 11 punktów. Amerykański strzelec grał tak krótko, gdyż w pierwszej połowie przestrzelił kilka rzutów i wydawało się, że ten wieczór nie będzie należał do niego. Dlatego w drugiej odsłonie trener Tomas Pacesas nie korzystał z jego usług prawie w ogóle. Litwin uznał jednak, że zimna krew i snajperskie umiejętności zawodnika mogą się bardzo przydać w samej końcówce i wprowadził go do gry na ostatnie osiem sekund. I jak się okazało, była to decyzja na miarę wygranej.
Dzięki temu zwycięstwu, gdynianie są tylko o krok od zajęcia pierwszego miejsca po sezonie regularnym. Obecnie legitymują się bowiem bilansem 14 wygranych i pięciu porażek i mają przed sobą jeszcze jedno zaległe spotkanie - z AZS Koszalin. Mimo porażki, PGE Turów nie jest jednak w złej sytuacji, gdyż ma bilans tylko niewiele gorszy (14-6) i w przypadku zrównania się punktami z Asseco Prokomem po rundzie zasadniczej, to zgorzelczanie będą przystępować do play-off z wyższej pozycji. Wszystko dlatego, że w pierwszym spotkaniu tych zespołów to oni byli lepsi, wygrywając wówczas 73:62.
Dlatego w najbliższej przyszłości trener Winnicki z pewnością będzie mocno trzymał kciuki za Polpharmę Starogard Gdański i Anwil Włocławek. To właśnie te dwie drużyny zmierzą się z Asseco w dwóch ostatnich kolejkach rundy, nie biorąc pod uwagę będącego ostatnio w słabszej dyspozycji AZS. Tomas Pacesas będzie liczył jednak, że to ekipa z Dolnego Śląska potknie się w którymś z ostatnich starć. A czekają ją mecze z PBG Basketem Poznań i Treflem Sopot.
Asseco Prokom Gdynia - PGE Turów Zgorzelec 73:72 (11:20, 19:14, 22:18, 21:20)
Asseco Prokom: Daniel Ewing 15, Ratko Varda 11, Robert Witka 11, Tommy Adams 10, Krzysztof Szubarga 8, Filip Widenow 8, Adam Hrycaniuk 5, Courtney Eldridge 2, Piotr Szczotka 2, Ronnie Burrell 1.
PGE Turów: Konrad Wysocki 15, Ivan Żigeranović 12, Torey Thomas 10, Michał Gabiński 8, Daniel Kickert 7, David Jackson 6, Robert Tomaszek 6, Marko Brkić 5, Bartosz Bochno 3.