Wczesna pora rozgrywania spotkania oraz fakt, że był to środek tygodnia nie sprzyjały frekwencji. Goście, więc nie mogli się obawiać żywiołowego dopingu i od początku pokazali, że na stołecznym parkiecie czuli się, jak u siebie. Po pięciu punktach Łukasza Bodycha i akcji Wiktora Grudzińskiego Spójnia prowadziła 7:0. Przewaga wzrostu uwidaczniała się z każdą minutą. Młodzi gospodarze nie mieli szans w starciu z doświadczonym Grudzińskim oraz pozostałymi wysokimi Spójni również ogranymi na pierwszoligowych parkietach. Skutecznie wykorzystywał to Marcin Stokłosa umiejętnie rozdzielając piłki. Po pięciu minutach zapowiadało się na pogrom. Podopieczni Tadeusza Aleksandrowicza po "trójce" Stokłosy prowadzili 13:3, a jedyna dobra akcja stołecznych to rzut z dystansu najlepszego Strzelca I ligi, Michała Jankowskiego. Mimo, że snajper Polonii 2011 przez całe spotkanie zdołał zbliżyć się do swoich statystyk, to nie on był kluczową postacią w swojej drużynie. Po przerwie wziętej przez Arkadiusza Miłoszewskiego to jego koszykarzom trafił się lepszy fragment. Michał Michalak, Wojciech Glabas i Krzysztof Łańcucki zniwelowali stratę do punktu (12:13). Po kilkuminutowym przestoju to jednak goście mocnym akcentem zakończyli kwartę za sprawą Sławomira Buczyniaka i Adama Parzycha.
Scenariusz drugiej ćwiartki bliźniaczo podobny do poprzedniej. Tyle, że dwukrotnie zdołał trafić Michalak. Nie uchroniło to jednak jego ekipy od utraty kontaktu z rywalem. Spójnia spokojnie punktowała, na rzut z dystansu zdecydował się nawet center, Wiktor Grudziński. Najwyższe prowadzenie stargardzian w tym fragmencie sięgnęło piętnastu "oczek" (31:16). Podopieczni Arkadiusza Miłoszewskiego ponownie zerwali się do walki zdobywając sześć punktów z rzędu. We znaki rywalom wdali się Michalak i Glabas. Spójnia mogła jednak ze spokojem schodzić na przerwę, dzięki dobrej zmianie, jaką dał Buczyniak. Dwa zrywy gospodarzy to zdecydowanie za mało, żeby nawiązywać walkę z równo grającą Spójnią, która w pierwszych dwóch kwartach zdobywała po osiemnaście punktów.
Kolejne pięć minut nie przyniosło zmiany oblicza spotkania. Pod tablicami nadal brylował Grudziński, a po trafieniu Parzycha goście prowadzili 49:31. W tej odsłonie zdecydowanie najłatwiej zdobywało im się kolejne punkty, w przeciwieństwie do miejscowych, którzy mieli problem ze sforsowaniem obrony. W końcówce tej odsłony "trójką" przypomniał o sobie Jankowski, lecz nie na wiele się to zdało, gdyż Parzych i Stępień imponowali skutecznością. Po trzydziestu minutach goście prowadzili 65:36 i jak się później okazało była to ich najwyższa przewaga.
Rozluźnieni stargardzianie na wiele pozwolili gospodarzom. Poloniści zdobyli dziesięć punktów z rzędu. Aktywny był Michalak, obudził się też Jankowski. Nie mogło to zmienić końcowego rezultatu, lecz dało młodym graczom trochę optymizmu. Niemoc zachodniopomorskiej ekipy po czterech minutach przełamał Rafał Kulikowski. Szansę otrzymali rezerwowi, w tym Łukasz Ulchurski, który pokazał się z dobrej strony zdobywając pięć punktów. Gospodarze jeszcze raz zerwali się do walki zmniejszając nawet stratę do siedemnastu "oczek" (55:72). Mimo, że Polonia 2011 wygrała ostatecznie końcową kwartę, to w ostatnich sekundach popsuła nieco dobre wrażenie łatwo tracąc siedem punktów z rzędu.
Polonia 2011 Warszawa - Spójnia Stargard Szczeciński 55:79 (12:18, 11:18, 13:29, 19:14)
Polonia 2011: Michalak 19, Jankowski 12, Glabas 10, Kucharek 7, Łańcucki 4, Kowalczyk 3, Holnicki - Szulc 0, Olesiński 0, Zięba 0.
Spójnia: Grudziński 13, Buczyniak 12, Parzych 11, Bodych 9, Soczewski 7, Stępień 7, Stokłosa 7, Ulchurski 5, Grzegorzewski 4, Koszuta 2, Kulikowski 2.