Mistrz skutecznie rozprawił się z akademikami - relacja z meczu Asseco Prokom Gdynia - AZS Koszalin

Mistrz pokazał klasę. Asseco Prokom rozbił na własnym parkiecie akademików, wykorzystując ich największą broń przeciwko nim. Podopieczni Mariusza Karola walczyli tylko w pierwszej odsłonie, gdy rewelacyjnie spisywał się Grady Reynolds. W kolejnych kwartach gdynianie nie dali koszalinianom najmniejszych szans. Tym samym obrońcy tytułu objęli prowadzenie w ćwierćfinale play-off. W sobotę o godz. 20 mecz numer dwa.

Akademicy na tle mistrza Polski wyglądali nieźle tylko w pierwszej kwarcie. Koszalinianie kilkakrotnie wychodzili nawet na prowadzenie. W pewnym momencie mieli nawet pięć punktów więcej niż gdynianie, ale o wielkim zagrożeniu ze strony gości nie można było mówić. Podopieczni Mariusza Karola po prostu egzekwowali po raz kolejny swoją taktykę, czyli grali ofensywie, a że dodatkowo skuteczność była na wysokim poziomie, to i korzystny rezultat musiał się pojawić.

Całą machinę napędzał Grady Reynolds. Amerykański podkoszowy od początku grał rewelacyjnie, sensacyjnie trafiał z dystansu, w pierwszej odsłonie uzbierał aż dziesięć punktów. Partnerzy poszli mu w sukurs, zwłaszcza Grzegorz Arabas i Tomasz Śnieg. To głównie dzięki nim niespełna półtora minuty przed końcem premierowej odsłony nadal prowadzili goście. Ale potem z dystansu celnie przymierzył Filip Widenow, a cztery sekundy przed końcem Ratko Varda wykorzystał jeden z dwóch rzutów osobistych.

Podopieczni Tomasa Pacesasa wyszli tym samym na przodownictwo, którego nie oddali już do samego końca. Żółto-niebieski okręt zresztą dopiero wtedy nabrał rozpędu. Koszykarze Asseco Prokomu wykorzystywali słabą obronę akademików, seryjnie trafiali z dystansu. Dobrze prezentował się również rozgrywający Krzysztof Szubarga. Koszalinianie zostali praktycznie zmuszeni do kapitulacji, w szczególności, gdy wyraźnie spadła wydajność Reynoldsa. Schedę po nim przejmowali Winsome Frazier i George Reese a później Slavisa Bogavac, wspomagani przez rodzimych zawodników, ale nie przyniosło to tak dobrych rezultatów.

Gdyńska lokomotywa uciekała, na co ogromny wpływ miała też postawa Daniela Ewinga. Amerykanin trafił dwie trójki z rzędu, kiedy gracze trenera dwojga imion znowu się zbliżyli. Wprawdzie to nie podcięło skrzydeł gościom, ale bez wątpienia odcisnęło swoje piętno. W końcówce Tommy Adams i Adam Hrycaniuk uspokoili sytuację.

Po przerwie rzuty z dystansu gospodarzy wciąż nie miały końca. Robert Witka trzykrotnie trafił zza linii 6,75 i koszalinianie tracili dystans coraz bardziej, choć próbował temu zapobiec Arabas. Na mistrzów Polski to zdecydowanie za mało. Gdynianie tempa nie zwalniali, nadal grali skutecznie, ale nieco gorzej niż w pierwszej połowie. Liderem gospodarzy był Ewing, który po raz kolejny w tym meczu błysnął, za jego sprawą oraz dzięki Hrycaniukowi Asseco Prokom wygrywało w pewnym momencie aż 79:55! Dopiero pod koniec trzeciej partii gościom udało się zejść w deficycie poniżej 20 oczek.

Dopełnieniem formalności, tudzież zwieńczeniem wielkiego dzieła była czwarta odsłona. Losów tego meczu odmienić już nie mogła. Obrońcy tytułu wydrzeć sobie zwycięstwa nie dali, a goście już nawet nie powalczyli. Poniekąd usprawiedliwia ich kontuzja Igora Milicia, rozgrywającego, który w ostatnim czasie był w wyśmienitej formie.

Żółto-niebiescy rozpoczęli od... kolejnej "trójki". Później Adams też jeszcze w ten sposób karcił rywala. Przede wszystkim jednak mnogość opcji w ofensywie sprawiła, że intensywność i skuteczność gospodarzy była na wysokim poziomie. Przestoje zdarzały się rzadko, a jeśli już były, to nic groźnego z tego nie wynikło. Koszalinianie próbowali bronić się przed druzgocącą klęską, ale wielkich szans nie mieli przy takiej skuteczności Asseco Prokomu.

- To jest dopiero pierwszy krok, więc musimy utrzymać koncentrację. To był mecz bardzo ofensywny i musimy poprawić walkę na tablicach. Przez pierwszą połowę koszalinianie krzywdzili nas też bardzo szybkim atakiem. To są dwie kwestie, które musimy poprawić - przyznał na konferencji prasowej Pacesas.

Epizod na parkiecie, w końcówce ostatniej odsłony, zaliczył powracający po kontuzji Qyntel Woods. Amerykańska gwiazda Tauron Basket Ligi błysnęła mimo, że ewidentnie nie zademonstrowała całego kunsztu. W niewiele ponad sześć minut Woods zdobył 6 punktów i miał 3 asysty.

Tym razem ewidentnie zawody należały dla mistrzów Polski, ale w sobotę o godz. 20 dojdzie do drugiej konfrontacji. Czy akademicy trenera Karola postawią się przeciwnikowi?

Asseco Prokom Gdynia - AZS Koszalin

104:78

(27:24, 30:21, 22:15, 25:18)

Asseco Prokom: Daniel Ewing 20, Tommy Adams 18, Adam Hrycaniuk 17, Robert Witka 12, Ratko Varda 10, Ronnie Burrell 8, Filip Widenow 6, Qyntel Woods 6, Krzysztof Szubarga 4, Piotr Szczotka 3, Courtney Eldridge 0.

AZS: Grady Raynolds 25, Grzegorz Arabas 15, Winsome Frazier 12, Slavisa Bogavac 8, Tomasz Śnieg 7, George Reese 5, Mirosław Łopatka 4, Mateusz Bartosz 2.

Źródło artykułu: